22 stycznia 2025
Środa, 22 dzień roku
Imienieny obchodzą: Anastazy, Wincenty, Wiktor
|
"DZIEDZICTWO KULTUROWE I PRZYRODNICZE
TO EUROPEJSKA SIŁA I SKARB"
SPIS TREŚCI:
I. WPROWADZENIE
1. Zadania i efekty działalności projektu CHEST
2. Podstawowe definicje i pojęcia o dziedzictwie kulturowym i przyrodniczym.
II. DZIEDZICTWO KULTUROWE.
1. MATERIALNE
a. Zabytki
1. "Wersal Podlaski - Pałac Branickich" - Jadwiga Barcewicz
b. Miejscowości bogate historią
1. "Zabytki, magiczne miejsca Białegostoku i związane z nimi ciekawostki" -
Waldemar Malewicz
2. "Królewskie miasto Knyszyn" - Bożenna Krzesak - Mucha
c. Rzemiosło artystyczne
d. Pomniki przyrody
2. NIEMATERIALNE
a. Obyczaje i zwyczaje
1. "Jak to z choinką było.. " - Alicja Temler
2. "Moje wesele" - Nina Bielenia
3. "Kołacz weselny" - Krystyna Szewczyk
4. "Wesele żydowskie - czas przed ślubem" - Bożenna Krzesak - Mucha
5. "Wesele katolickie" - Halina Załęska
6. "Tatarskie wesele, obrzędy i obyczaje" - Anna Paszkiewicz - Gadek
7. "Chleba naszego..." - Jadwiga Barcewicz
8. "Magia Nocy Świętojańskiej" - Bożenna Krzesak - Mucha
9. " Z kopyta kulig rwie" - Helena Kurza
10. "Ręcznik - symbol sacrum w życiu mieszkańców prawosławnych Podlasia" -
Nina Bielenia
11. "Symbolika wielkanocnego jajka" - Bożenna Krzesak - Mucha
12. "Wesele tureckie" - Ewa Prokopczyk
13. "Tradycje i obrzędy od Świąt Bozego Narodzenia do Nowego Roku kultywowane
wśród ludności prawosławnej naszego regionu" - Walentyna kendra
b. Obrzędowość (religijna)
1. "Geneza świąt zmarłych" - Anna Paszkiewicz - Gadek
2. "Tradycyjne wesele prawosławne" - Nina Bielenia
3. "ZAPUSTY" - Zofia Pytel - Król
c. Folklor ludowy (pieśni, tańce)
1. "Królowa polskich kolęd" - Jadwiga Barcewicz
2. "Tańce narodowe partnerów projektu" - Jadwiga Barcewicz
d. Kuchnia tradycyjna
1. "Sękacz - skarb Podlasia" - Helena Łukaszewicz
2. "Legendarny pierekaczewnik (inaczej tatarski pieróg)" - Jadwiga Barcewicz
3. "Tradycja bimbrownictwa na Podlasiu" - Lech Wiszowaty
e. Społeczności narodowe
1. "Białostoczanin - Ludwik Zamenhof... " - Nina Pietuchowska
III. DZIEDZICTWO PRZYRODNICZE.
1. Parki narodowe
1. "Białowieski Park Narodowy" - Jadwiga Barcewicz
2. "Daj się "wciągnąć" biebrzańskim bagnom" - Bożenna Krzesak - Mucha
3. "Rezerwat ANTONIUK zapraszaa na spacer ścieżką przyrodniczo - leśną" -
Walentyna Kendra
2. Puszcze
1. Dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze Puszczy Knyszyńskiej - Jadwiga Barcewicz
3. Akweny wodne
4. Zasoby naturalne (żupy solne)
5. Ostoje fauny i flory
II. DZIEDZICTWO KULTUROWE - MATERIALNE
WERSAL PODLASKI - PAŁAC BRANICKICH
Historia Pałacu Branickich
Historia Pałacu Branickich jest bardzo ciekawa. Pierwotnie, w XVI wieku pałac był zamkiem obronnym wybudowanym przez rodzinę Wiesiołowskich – ówczesnych właścicieli Białegostoku. Największy rozkwit pałacu i ogrodów otaczających rezydencję przypadł w okresie panowania rodu Branickich w Białymstoku. W latach 90. XVII w. Stefan Mikołaj Branicki rozpoczął przebudowę zamku na barokowy pałac. Jego syn – Jan Klemens Branicki kontynuował rozbudowę rezydencji jeszcze przez pięćdziesiąt lat. W tym czasie zarówno pałac, piękne ogrody wokół jak i samo miasto Białystok nabrały tak pięknego charakteru, że miejsce to okrzyknięto mianem Wersalu Podlaskiego. Historia niesie ze sobą okresy rozkwitu jak i upadku. Tak było też w przypadku rezydencji Branickich. Po śmierci Jana Klemensa Branickiego pałac został sprzedany i w czasie zaborów miał być Letnią Rezydencją Carów, jednak założono w nim Instytut Panien Szlacheckich, co spowodowało, że pałac utracił swój rezydencjonalny charakter. Dziś w Pałacu siedzibę swą ma rektorat Uniwersytetu Medycznego, a miasto sukcesywnie prowadzi prace renowacyjne na terenie Rezydencji Branickich.
Na terenie zespołu pałacowo – parkowego Branickich znajdują się:
1. Brama Wielka wprowadzająca na teren pałacowo – parkowy robi ogromne wrażenie i pozwala przypuszczać, że to co, kryje się za nią, zachwyci równie mocno jak ona sama. Kształtem, brama przypomina łuk triumfalny. Na jej szczycie góruje złoty Gryf, będący symbolem rodu Branickich. Brama jest pięknie zdobiona, a wieczorem można podziwiać ją w doskonałej aranżacji świetlnej. Bramę Wielką można podziwiać od strony ul. Pałacowej. Stąd też polecamy rozpoczęcie spaceru po zespole parkowo – pałacowym.
2. Pałacowe dziedzińce składają się z dwóch części: wstępnej i paradnej (honorowej). Część wstępna znajduje się tuż za Bramą Wielką, natomiast dziedziniec paradny mieści się przed samym pałacem i z trzech stron otaczają go budynki: na wprost główny korpus, po prawej stronie dzisiejsze Muzeum Historii Medycyny i Farmacji.
3. Wnętrza Pałacu Branickich to obecnie siedziba władz Uniwersytetu Medycznego. Wnętrza zachowały jednak styl barokowy pałacu, a w pomieszczeniach znajdują się oryginalne sztukaterie, płyty kominkowe z herbami Branickich i wnęki piecowe. W Pałacu znajdują się: Sień Wielka z klatką schodową, Apartamenty Izabeli Branickiej, Pokoje Złote, Jadalnia i gabinet (po lewej stronie Sieni), Aula Wielka i Kaplica. Wnętrza pałacu nie oddają już tak wiernie pierwotnych pomieszczeń. Za czasów świetności, w pałacu Branickich było 178 różnych pomieszczeń. Obecnie najważniejszym pomieszczeniem jest Aula Magna. Została utworzona z 3 komnat: jadalni, sali balowej i pomieszczenia królewskiego, które były na piętrze za czasów życia właściciela Klemensa Branickiego. Takiej przebudowy dokonano, gdy w murach pałacu mieściła się szkoła dla dziewcząt. Tak duża sala potrzebna była do nauki tańców. Z lewej strony auli są drzwi prowadzące do niewielkiej kapliczki. Obecnie nie odbywają się w niej nabożeństwa. Po prawej stronie ołtarza stoi fotel papieski, pamiątka po wizycie Jana Pawła II w Białymstoku, w 1990 roku.
4. Muzeum Historii Medycyny i Farmacji mieści się w prawym skrzydle Pałacu Branickich i działa od 2003 roku. Muzeum posiada eksponaty związane z aptekarstwem na Podlasiu. Najstarszy manuał w zbiorach Muzeum ma ponad 100 lat.
5. Ogrody Górny i Dolny. Piętrowy podział terenu wokół pałacu na ogrody Górny i Dolny powstał w końcu XVII wieku i jest widoczny do dziś. Część górna ogrodu ma kształt regularnego czworoboku i styka się bezpośrednio z pałacem. Jest to ogród francuski charakteryzujący się licznymi fontannami i klombami. Nieco inaczej prezentuje się część angielska parku – altanki, pawilony, promenady, bulwary ozdobione pomnikami, posągami, sadzawkami. Podział parku na ogród górny i dolny, z rozwiniętym systemem wodnym oraz zespołem kamiennych rzeźb zachował się do dziś. Niezwykle przyjemnie spaceruje się aleją główną salonu ogrodowego Pałacu Branickich, wzdłuż której urządzono osiem bukszpanowych, strzyżonych parterów dywanowych, wysypywanych białym i czerwonym piaskiem. Aleję zdobią także ustawione na postumentach odrestaurowane, kamienne rzeźby. W tej chwili jest ich już 16. Dziesięć spośród nich pochodzi z XVIII w. Są to: Bachus, Diana i Flora oraz 2 wazy ze smokami, 2 wazy z maszkaronami i 2 wazy z głowami faunów. Pozostałe 6 rzeźb zostało zrekonstruowane w 1954 r. i są to: Akteon, Apollo, Adonis i Wenus oraz 2 wazy z głowami faunów. Ta spacerowa ścieżka kończy się mostem flankowanym.
6. Arsenał z oficyną to obiekty wybudowane w połowie XVIII w. Obecnie mieszczą się w nich Galeria Sztuki Współczesnej Arsenał oraz restauracja. No Arsenał musiał być przy Pałacu, wszak jego właściciel to Hetman Wielki Koronny czyli najważniejszy wódz ówczesnej Rzeczypospolitej.
7. Pawilon pod Orłem został zrekonstruowany zgodnie z ryciną datowaną na połowę XVIII wieku. Prace renowacyjne zakończyły się w 2011 roku. Pawilon jest niewątpliwą ozdobą ogrodów.
Pałac Branickich jest budynkiem użyteczności publicznej, swoją siedzibę ma w nim Uniwersytet Medyczny.
Zachęcamy Państwa do oglądania tej perełki nie tylko Podlasia, ale i Polski.
Opracowała Jadwiga Barcewicz
*film tekst&narracja https://youtu.be/CcBAfU1b3AQ - Waldemar Malewicz;
*Źródła:ciekawepodlasie.pl (wnętrza pałacu); Google.pl; pl.wikipedia.org;
galeria.arsenał.pl;
http://atrakcjepodlasia.pl/atrakcje-turystyczne/palac-i-ogrody-branickich/
b) MIEJSCOWOŚCI BOGATE HISTORIĄ
„Zabytki, magiczne miejsca Białegostoku i związane z nimi ciekawostki”
O zabytkach, magicznych miejscach Białegostoku i związanych z nimi ciekawostkach opowiada Waldemar Malewicz (przewodnik Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, wieloletni słuchacz UTW w Białymstoku):
Białystok? Od czego tu zacząć…? Wypadałoby od Pałacu Branickich - przecież w końcu to wizytówka miasta. O pałacu mówi się: perła północy, podlaski Wersal itd… Ale o rezydencji Branickich przyjezdnym turystom może opowiedzieć właściwie każdy taksówkarz, a i białostoczanie doskonale wiedzą, co to za zabytek... Tak czy siak, w historii możemy jeszcze poszperać.
1. Nasz Branicki zły nie był…
Zaczęło się od gotyckiego zameczku, który poczęli budować pierwsi właściciele Białegostoku - Wiesiołowscy. Jego maleńki fragment można zresztą do dziś oglądać od strony elewacji ogrodowej pałacu. Wspomnienie gotyku zobaczymy, gdy staniemy twarzą do wejścia tylnego pałacu i popatrzymy na lewą stronę budynku. Tuż nad ziemią, w kształcie ostrołuku, pozostawiono odsłonięty kawałek tynku, spod którego wygląda stara gotycka cegła.
Wiesiołowscy budowlę stawiają w XVI wieku. Kiedy do Białegostoku przychodzą Braniccy (połowa XVII w.), Stefan Mikołaj Branicki, ojciec naszego dobrodzieja hetmana, przebudowuje zamek Wiesiołowskich na wiejską willę barokową. Ostatni kształt Pałacu Branickich nadany zostaje w latach 1720-1760. Ale wystroju ogrodów hetman już ukończyć nie zdołał, zmarł bowiem na rok przed pierwszym rozbiorem Polski.
Właśnie! O tym trzeba pamiętać i mówić wszystkim, że nasza - białostocka - linia Branickich, to bynajmniej nie ta wredna, co ze Szczęsnym Potockim i Ksawerym Rzewuskim doprowadziła do targowicy. To Braniccy Gryfici, linia zupełnie inna. I całe szczęście. Bo wówczas hetmanem byśmy się nie chwalili, ale się go wstydzili.
Do lat 60. wieku XVIII pałac się ciągle rozbudowuje za sprawą znakomitych architektów różnych narodowości: Niemców, sfrancuziałych Włochów, Polaków, Szkotów.
W upiększanie pałacu każdy wtrącił swoje trzy grosze. Taki właśnie - wielonarodowościowy - dwór miał jeden z najbogatszych wielmożów Rzeczpospolitej. Jan Klemens Branicki był przecież pierwszym senatorem i najwyższym dostojnikiem wojskowym w kraju, chociaż wojowniczy to on wcale nie był. Ale to już inna historia...
2. Lufa zamiast kołka
Z pewnością warto zajrzeć na wzgórze św. Magdaleny niedaleko kościoła św. Rocha, gdzie z daleka jaśnieje maleńka biała cerkiewka z 1757 roku. Dziś jest to cerkiew prawosławna, w przeszłości była to cerkiew unicka, zbudowana ponad dwieście lat temu z fundacji naszego dobrodzieja Jana Klemensa Branickiego.
To bardzo malowniczo położony budyneczek w kształcie rotundy. Niepotrzebnie tylko dostawiono doń daszek, który jakoś zgrzytliwie wygląda i psuje trochę zabytkową architekturę. Z czasów swojej młodości pamiętam, jak jako czternastolatek wraz z kolegami zapuszczałem się na wzgórze Marii Magdaleny. Wokół cerkiewki wówczas było jeszcze wiele nagrobków rozmaitych oficjeli carskich, chowanych na wzgórzu do I wojny światowej.
Przypomina mi się pewna ciekawostka: grób jednego z wojskowych otoczony był żelaznym murkiem, którego podstawę stanowiło coś w rodzaju potężnych, żelaznych bali. Kiedy je odkopano za czasów dyrektorowania płk. Zygmunta Kosztyły (pierwszego szefa Muzeum Wojska w Białymstoku), okazało się, że są to XVIII-wieczne, pochodzące z okresu powstania listopadowego - lufy armatnie!!! Gdy były wkopane w ziemię, wyglądały jak zwyczajne kołki.
Co się z nimi później stało? Przez jakiś czas leżały naprzeciwko Muzeum Wojska na wystawie sprzętu wojennego, obok armat i dział. Teraz to wszystko zostało przeniesione na plac za budynkiem Straży Granicznej przy ulicy Bema.
3. Święci zawsze parami
Kolejny etap naszej wycieczki? Cerkiew św. Mikołaja przy ul. Lipowej. Koniecznie!
To Katedra prawosławna wybudowana w 1843-1846 roku na planie krzyża greckiego. Jest warta uwagi ze względu choćby na malowidła świętych. W tej części architektonicznej, która podtrzymuje strop (tam, gdzie jest coś w rodzaju żagielków schodzących z bębna kopuły do naw), są przedstawieni najważniejsi święci Kościoła prawosławnego: św. Helena (to ta, która znalazła krzyż) i Konstanty (któremu ukazał się znak krzyża), św. Włodzimierz (w 988 roku dokonał chrztu Rusi) i jego babka - św. Olga (już wcześniej będąca chrześcijanką, ale ukrywająca to oczywiście przed pogańskim mężem i synem).
Tu drobna dygresja: podczas rozmaitych wycieczek ludzie mnie pytają: proszę pana, dlaczego tak jest, że w Kościele prawosławnym święci występują zawsze parami? Rzeczywiście, jest taka prawidłowość: Helena i Konstanty, Włodzimierz i Olga, święci Kosma i Damian - patroni farmaceutów, święci Gleb i Borys, synowie Jarosława Mądrego itd. Ale tej prawidłowości wyjaśnić nie potrafię.
4. Sześcioletni Hawryłko i cud
Ale najbardziej ciekawy w cerkwi pw. św. Mikołaja jest może nie tyle sam jej wystrój, ile fakt, że w świątyni znajdują się relikwie patrona dzieci i młodzieży w Kościele wschodnim - św. Gabriela Zabłudowskiego. Właśnie to dla wiernych prawosławia jest bardzo ważne.
Skąd przywędrowały? To historia bardzo ciekawa. W 1684 r. w rodzinie Gowdelów pod Zabłudowem urodził się chłopiec, któremu nadano imię Hawryła, czyli Gabriel. Było to dziecko bardzo dziwne, zupełnie inne niż jego rówieśnicy. Zamiast bawić się z innymi dziećmi, Gabriel często szukał kontaktu z duchownymi w cerkwi zwierkowskiej i - miast toczyć kółka po podwórku - wolał przeglądać święte księgi. Któregoś dnia, gdy rodzice wrócili z pola, okazało się, że dziecko zniknęło. Po kilku dniach zauważono, że pod lasem krąży ogromna wataha psów. Co się okazało? Otóż psy pilnowały martwego ciała dziecka, leżącego pod lasem już kilka dni. Otaczały je kręgiem, aby dzika zwierzyna nie mogła naruszyć zwłok.
Najdziwniejsze było to, że choć Gabriel nie żył już kilka dni, na jego ciele nie znaleziono najmniejszych nawet oznak rozkładu. Późniejsze badania, przeprowadzone w XIX wieku - wykazały, że chłopcu zadano kilka ran kłutych, wskutek których dziecko się wykrwawiło. Zarządcą wsi Zwierki był wówczas niejaki Szutko, Żyd. Stwierdzono, że to właśnie on zabił Gabriela. Nie do końca wiadomo, dlaczego to zrobił. Ale oczywiście zaraz pojawiły się dyżurne opowieści o rzekomym żydowskim zbieraniu chrześcijańskiej krwi na macę...
Dziecko pochowano tam, gdzie je znaleziono. Minęło 20-30 lat, przez północne Podlasie przetoczyła się wielka epidemia tzw. czarnej śmierci. To był czas wojny północnej. Kiedy ludzie zaczęli masowo umierać, prawem tradycji dzieci chowano obok małego Hawryłki. Gdy około roku 1720 podczas któregoś z kolei pochówku naruszono trumienkę Gabriela, okazało się, że pod zmurszałymi deskami leży prawie całkiem nietknięte ciałko. To ludziom dało asumpt do przypuszczeń, że mają do czynienia z cudem.
Ciałko chłopca przeniesiono na kilkanaście lat do cerkwi zwierkowskiej, potem do monasteru w Zabłudowie, gdzie przebywało do lat 30. ubiegłego wieku. Stamtąd relikwie trafiły do Słonimia, potem Grodna, Mińska, a potem znów do Grodna. A w 1991 roku ciało Gabriela - uroczyście niesione na rękach wyznawców w srebrnej trumience - przywieziono do Białegostoku. W całym mieście rozdzwoniły się wtedy dzwony, zarówno w świątyniach prawosławnych, jak i katolickich. Wszyscy z głęboką czcią witali relikwie. I są tak w soborze św. Mikołaja do dzisiaj. Chociażby ze względu na to cerkiew trzeba odwiedzić.
5. Zameczek jak żelazo
Spośród wszystkich białostockich instytucji jedną z najpiękniejszych siedzib ma wojewódzki konserwator zabytków.
Mieści się ona w tzw. Pałacyku Hasbacha w Dojlidach. To bardzo ładny przykład miejskiej secesji - obiektów, które powstawały od lat 70. ubiegłego wieku do I wojny światowej. Pałacyk Hasbacha ma formę zameczku, półokrągłe baszty, sterczące wieżyczki. Część główna budynku nakryta jest daszkiem z balustradką skonstruowaną z elementów żelaznych. Żelazo było znakiem wieku XIX, stąd też wiele w budynku różnych tego typu ozdóbek. Pałacyk wybudował ostatni właściciel przedwojennej fabryki dykty - Hasbach, Niemiec z pochodzenia.
6. Pałac Lubomirskich
Inny taki XIX-wieczny obiekt to dawny Pałac Lubomirskich, dzisiejsza siedziba Wyższej Szkoły Administracji Publicznej. Poddawany jest teraz starannej konserwacji. I całe szczęście. Od kiedy opuścił go Zespół Szkół Rolniczych, aż do połowy lat 90. pałac zamieszkiwały prywatne rodziny. Wówczas obiekt ten nieco podupadł. Ale wrócił do dawnej świetności. Do niedawna mieściła się pałacu Wyższa Szkoła Administracji Publicznej w Białymstoku. Obecnie jest przeznaczony do licytacji.
7. Odwet za Grunwald
Na pewno warto też zajrzeć na białostockie cmentarze, przynajmniej na dwa. Są wspomnieniem po społecznościach, które dawno już zniknęły z map Białegostoku. Najpierw na cmentarz ewangelicki (przy ul. Pułkowej). Cóż... Właściwie nic z niego nie zostało, jest to już tylko szczątkowy ogrodzony obszar. Ale solidny mur jest o tyle ciekawy, że stanowi swego rodzaju lapidarium. Umieszczono nań resztki starych nagrobków. Ciekawostką jest to, że na tym starym cmentarzu znajduje się (choć zniszczone) mauzoleum poświęcone zwycięskiej bitwie wojsk marszałka Hindenburga z armią Samsonowa. To 1915 rok, pierwsza wojna światowa, zwycięstwo pod Tannenbergiem. Bitwa ta była swego rodzaju odwetem za Grunwald. Wystarczy przejść się po cmentarzu, aby zorientować się, jak bardzo w pejzaż Białegostoku wpisana była niegdyś mniejszość niemiecka. Przecież przemysł okoliczny tworzyli właśnie wyłącznie Niemcy. Czasami - jak zapuszczę się na ten cmentarz i przyglądam się nagrobkom - czytam najrozmaitsze tytuły pochowanych: "arzt", "apotheker". Ci ludzie tworzyli elitę Białegostoku.
Potwierdza to chociażby dosyć ciekawy zabytek w stylu neoromańskim - obecny kościół św. Wojciecha, który niegdyś był starą kirchą ewangelicką...
Szkoda, że przez powojenną historię ten cmentarz został potraktowany jakoś tak nieciekawie i jest zapomniany.
8. Ohel jak namiot
Straszliwie zniszczony jest cmentarz żydowski (przy ul. Wschodniej) z początków XX wieku... Ciekawostka: niegdyś znajdował się tam pomnik pogromu Żydów białostockich z 1906 roku - czarny obelisk. Miał ciekawą historię. Kilkanaście lat temu skradli go białostoccy kamieniarze, bo to bardzo ładny czarny kamień, który można było pociąć na kilka innych bloków. Złodzieja odnaleziono, za karę musiał własnym kosztem wystawić inny pomnik.
Na cmentarzu oglądać można ohel - swoisty żydowski grobowiec - wystawiany przez wiernych cadykom, czyli przywódcom duchowym, mądrym w piśmie. Samo słowo ohel - oznacza namiot i tenże właśnie pomnik ma kształt namiotu. Na cmentarzu jest też kilka tysięcy macew, bardzo ciekawych nagrobków żydowskich z interesującymi przedstawieniami figuralnymi. Żydzi to społeczność, w której prawo zabrania przedstawiania istot żywych. Ale mimo tego nakazu bardzo często, tu na Wschodzie, takie nagrobki się spotyka. Na macewach można zobaczyć zwierzęta, np. jelenia czy łanię, w myśl zawołania ze Starego Testamentu: "Ty jesteś Neftali - łania Pana". Są też orły, pawie. Na nagrobkach osób pochodzących z plemienia Lewiego, czyli potomków lewitów pełniących niegdyś służbę w świątyni - wyryta jest ręka z dzbankiem, lejąca wodę. To właśnie lewici obmywali dłonie kapłanów, którzy potem błogosławili lud.
Na nagrobkach kapłanów i ich potomków wyryte są zaś dłonie ułożone w charakterystyczny sposób - palec wskazujący złączony ze środkowym, a średni z małym. Szafy pełne książek pojawiają się na grobach uczonych ludzi, puszka, do której wrzuca się pieniążek - na nagrobkach ludzi dwornych. Naprawdę jest tam wiele ciekawych macew.
Mamy piękne i dość stare cmentarze: katolicki i prawosławny, ale nie znajdziemy nań takich oszałamiających tworów sztuki kamieniarskiej, jak na cmentarzu żydowskim.
9. Griszka też mógł zostać
Zapomniałbym. Jest jeszcze trzeci cmentarz, który trzeba zobaczyć. To cmentarz żołnierzy radzieckich przy ul. Kawaleryjskiej, naprzeciwko jednostki wojskowej. Ktoś może powiedzieć: a cóż tam oglądać, zwykłe słupki z czerwoną gwiazdą, tak jakbyśmy nie mieli dość tego symbolu przez pięćdziesiąt lat. Niby tak. Ale po śmierci wszyscy są równi, nie ma wrogów ani przyjaciół, a wspomnieć warto wszystkich, którzy odeszli. Dlaczego ten cmentarz jest ciekawy?
A choćby dlatego, że właśnie tam na początku lat 90. przeniesiono słynnego Griszkę, który stał w parku z pepeszą, czyli pomnik Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Tak mocno przeszkadzał białostoczanom, że trzeba było go gdzieś przenieść. Nie byliśmy aż tak ortodoksyjni jak warszawiacy, którzy Dzierżyńskiemu najpierw oblali głowę czerwoną farbą, a potem pobili go na kawałki. My przenieśliśmy go na cmentarz radziecki, bo ponoć tam ma być mu lepiej wśród towarzyszy. Ten pomnik to też jest jakiś zapis historii. Griszki mi szkoda.
Nie byłem w Finlandii, ale podobno w Helsinkach na głównym placu stoi pomnik Mikołaja I, cara rosyjskiego (księstwo fińskie wchodziło wszak niegdyś w skład imperium rosyjskiego). Finowie postanowili ten pomnik zostawić chociażby po to, aby każdy mógł przyprowadzić dziecko, pokazać cara i powiedzieć: "Widzisz, tak wyglądał ten gnój, który kiedyś nas zniewolił...". Właśnie. Griszka też mógł zostać.
Opracował i opowiadał Waldemar Malewicz
2. Królewskie miasto Knyszyn
"...od wspomnień historycznych, tradycji, dziedzictwa Króla Zygmunta Augusta, przez puszczę i bory, zanurzeni w wirach naszych rzek, aktywni, odmłodzeni, zrelaksowani, Zapraszamy…”
To cytat z materiałów promujących gminę Knyszyn. Czy warto przyjąć to zaproszenie? Bez wątpienia tak, bo Knyszyn jest jednym z najstarszych miast w dzisiejszym województwie podlaskim, posiada bogatą historię, ciekawe zabytki i okolice o pięknych walorach przyrodniczych.
Śladami historii królweskiego Knyszyna
Z litewskiej puszczy Knyszynie powstałeś,
z Mazowsza zasiedlany.
Za Zygmunta Augusta się stałeś
sercem jego polskiej Korony.
Andrzej Ruszkowski
Pierwsze wzmianki o Knyszynie w dokumentach pochodzą z 1358 roku, ale prawdziwy rozwój osady następuje na początku XVI stulecia, gdy ówczesny zarządca tych terenów — Mikołaj Radziwiłł , wybudował dwór (póżniejsza rezydencja królewska) i ufundował pierwszy kościół.
Tworzenie miasta kontynuuje królowa Bona w imieniu 8- letniego królewicza Zygmunta Augusta, któremu dobra Knyszyńskie Radziwiłłowie podarowali w 1528 roku. Przywilej lokacyjny i prawa miejskie magdeburskie Knyszyn zyskał od króla w 1568 roku. Wybudowano wówczas ratusz na rynku, łaźnie, budynek wagi, wybrukowano ulice. Król dobrze się czuł w Knyszynie i lubił tu przebywać. Stąd władał Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Podpisał też w Knyszynie wiele dokumentów, m.in. pierwszą w Polsce Ustawę Morską i Leśną. Łącznie w spędził tu ok. 500 dni (19 udokumentowanych pobytów, niektóre zródła wymieniają 22). Zygmunt August zmarł w Knyszynie 7 lipca 1572r. Został pochowany na Wawelu, ale jego serce, wg legendy, pozostało w ukochanym, podlaskim mieście.
"Czasy Zygmuntowskie" były złotym wiekiem dla Knyszyna, ale póżniej już różnie bywało. W wyniku III rozbioru Polski miasto znalazło się w zaborze pruskim, a po zawarciu traktatu w Tylży (1807 r.), w Cesarstwie Rosyjskim. W tym czasie napłynęło do miasta wielu Niemców i Żydów, rozwinął się handel i przemysł włókienniczy. Procesom tym towarzyszył jednak ucisk polityczny i rusyfikacja. Dlatego mieszkańcy ziemi knyszyńskiej, manifestując swój patriotyzm, brali udział we wszystkich powstaniach narodowych.
Miasto ucierpiało w czasie I wojny światowej (25% zniszczeń), a podczas II wojny zostało zniszczone w około 80%, a niemal cała mniejszość żydowska zginęła - część w pobliskich lasach, pozostali w hitlerowskim obozie śmierci w Treblince. Na terenie Knyszyna działał też niemiecki karny obóz pracy, który stał się miejscem kaźni okolicznych mieszkańców.
Po II wojnie światowej znaczenie Knyszyna zmalało z uwagi na utworzenie powiatu w Mońkach, ale nie zmalał urok tego miateczka.
Najciekawsze zabytki Knyszyna
Zdaniem specjalistów jednym z cenniejszych zabytków miasta, jest układ urbanistyczny centrum Knyszyna z XVI w., ponieważ przez ponad 500 lat pozostał nienaruszony. Całe założenie przestrzenne miasta rozplanował w latach 1537-1538 na zlecenie królowej Bony starosta knyszyński Aleksander Chodkiewicz. Król Zygmunt August ustanowił tu 4 doroczne jarmarki i cotygodniowy, czwartkowy targ. Każdy mógł na nich sprzedawać, kupować, bądź wymieniać wszystkie towary. Przed II wojną światową niemal cały rynek otaczały żydowskie sklepiki. Tutejsze targi przyciągały kupców nawet z odległych miejscowości, na przykład z Prus Wschodnich. Obecnie dużą część dawniej pokrytego„kocimi łbami” rynku zajął park miejski.
Będąc w Knyszynie, koniecznie trzeba zobaczyć Kościół parafialny pw. Św. Jana Apostoła i Ewangelisty. Jest to najstarszy gmach kościoła na terenie archidiecezji białostockiej . Obecny kościół jest trzecią z kolei świątynią katolicką w mieście. Pierwszy, drewniany (XIII w.), pod wezwaniem św. Marka, znajdował się w miejscu dzisiejszego cmentarza. Przy kościele funkcjonował szpital dla ubogich. Drugi, pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny w 1520 r. ufundował Mikołaj Radziwiłł. Usytuowany był na środku dzisiejszego rynku. Trzeci kościół, istniejący do dziś, ufundowany przez Jana Zamoyskiego, ówczesnego starostę knyszyńskiego, został wybudowany w latach 1579-1601. Działał wówczas pod wezwaniem Wszystkich Świętych. W późniejszym czasie nastąpiła zmiana tytułu kościoła na św. Jana Apostoła i Ewangelisty. Wielokrotnie odbudowywany i remontowany zmieniał swój pierwotny wygląd. Kształt współczesny uzyskał w latach 1900-1902. Dobudowano wówczas prezbiterium oraz chór wraz z wieżą. Wykonano oryginalny drewniany sufit kasetonowy, zawieszony na wysokości 13 metrów. W środku znajduje się pamiątkowa tablica, na której umieszczone są słowa króla: „Nie jestem królem waszych sumień”.
Obok kościoła znajduje się mogiła ks. Edwarda Junga, wikarego, który został bestialsko zamordowany przez sowietów 24 czerwca 1941 roku.
Ważnym obiektem jest też kamień stojący na placu kościelnym, z wykutym otworem na święconą wodę, pochodzący najprawdopodobniej z lat 1511-1520.
Niezwykle cennym obiektem - z uwagi na swój wiek, materiał z jakiego go wykonano oraz stylistykę- jest drewniany lamus plebański z 1818. Wraz z innym lamusem z gminy Knyszyn — w Kalinówce Kościelnej — jest unikalnym przykładem tego typu zabytków w regionie. Z wyjątkiem zmiany pokrycia dachowego, ponad 200-letni lamus nie był przebudowywany —zachował się w oryginalnej formie. Jest przykładem lamusa podcieniowego z sześcioma charakterystycznymi, łukowymi słupami, dającymi wizualny efekt arkad. Służył głównie do przechowywania sprzętów gospodarskich oraz żywności, zwłaszcza zboża.
Przy ulicy Kościelnej 6 znajduje się zabytkowy dom mieszkalny z 2 poł. XVIII wieku, który obecnie pełni funkcję Izby Regionalnej i w sezonie letnim udostępniany jest do zwiedzania. Zbudowany na planie prostokąta, z drewnianych bali na kamiennym fundamencie, pokryty dachówką ceramiczną. Pierwszymi mieszkańcami tego domu była pochodząca z Niemiec rodzina Klattów, która po zaborze pruskim pozostała w Knyszynie i dość szybko się spolonizowała. Przez lata Józef Piasecki, a następnie jego córka Cecylia (ostatnia właścicielka posiadłości), gromadzili w tym domu dokumenty związane z Knyszynem oraz przedmioty należące do pierwszych mieszańców tego domu. Meble i sprzęty od kilkudziesięciu lat z niewielkimi poprawkami stoją w tych samych miejscach, co kiedyś. Na rzeźbionym fotelu pod oknem leży czapka legionisty należąca do Władysława Bartkiewicza, który brał udział w bitwie warszawskiej 12-15 sierpnia 1920 r. Jest to skarbnica przeszłości Knyszyna pamiętająca odległe czasy tego miasteczka.
Cmentarz żydowski z XVIII w. położony na groblach sadzawek królewskich pochodzących z XVI w.
Jak minionej historii westchnienie
Macew cień wśród sosen się ściele
Mchem obrosły pamięci kamienie
Z śladow wielu zostało niewiele.
Krzysztof Chowański
Usytuowanie knyszyńskiego cmentarza można uznać za wyjątkowe w skali europejskiej, zaś pod względem wielkości - po kirkutach w Białymstoku, Krynkach i Sokółce -jest on jednym z największych na Podlasiu. Zajmuje 2,8 ha, z czego połowę stanowią usiane macewami groble i nowy cmentarz, a drugą — zagłębienia po dawnych sadzawkach.Cmentarz dzieli się na dwie części: starą, założoną przed 1750 r. oraz nową, powstałą około 1930 r. Obok znajduje się zbiorowa mogiła, w której spoczęło 74 Żydów zamordowanych przez hitlerowców 2 listopada 1942 r. Wydarzenia te upamiętnia tablica, wcześniej umieszczona na budynku magistratu, dziś ustawiona w miejscu zbiorowej mogiły. Choć cmentarza nie ominęły wojenne i powojenne kradzieże (badacze oceniają, że mogło ubyć 20% najcenniejszych macew), to jego historyczną wartość podnosi fakt, iż nigdy nie został zdewastowany. Dziś znajduje się tu około 80 betonowych przypór i 630 macew, wszystkie zwrócone tradycyjnie na wschód. Zdecydowana większość to proste macewy aszkenazyjskie z popularnego zlepieńca,nieliczne wykonane są z piaskowca i granitu. Kilkadziesiąt ze względu na swój kształt, artystyczne w formie i treści napisy oraz symbolikę (gwiazdy Dawida, tablice Mojżeszowe, błogosławiące dłonie, złamane drzewo,ptak, wieniec) należy uznać za wartościowe przykłady sztuki kamieniarskiej.
Wojewódzki konserwator zabytków prof. Małgorzata Dajnowicz w 2019 r. wpisała nekropolię żydowską w Knyszynie do rejestru zabytków.
Historycznie Knyszyn jest miastem 10 cmentarzy - kilka katolickich, usytuowanych dawniej w różnych miejscach, prawosławny, ewangelicki, cmentarz epidemiczny, na którym sto lat temu chowani byli ludzie zmarli podczas epidemii, którzy nie zdążyli przyjąć sakramentów świętych, a nawet podobno odkryto też ślady pochówków jaćwieskich.
Nierozstrzygnięte tajemnice
Sekret królewskiego serca
Po śmierci w 1572 r. króla Zygmunta II Augusta i zabalsamowaniu jego ciała w mieście pozostawiono wnętrzności monarchy, w tym serce. Złożono je w sarkofagu, ufundowanym
około 1574 r. przez starostę knyszyńskiego Jana Zamoyskiego i ustawiono w pierwszym kościele parafialnym na rynku. Dziś po budowli nie ma śladu, a urna trafiła prawdopodobnie do istniejącej obecnie świątyni pw. św. Jana Apostoła i Ewangelisty. Podobno na wejściu do krypty, w której
znajduje się królewski sarkofag, widnieje napis: Ten mnie otworzy, kto mnie zamknął.
Są jeszcze inne hipotezy: urna z sercem króla znajduje się gdzieś w okolicach Knyszyna Zamku, gdzie została zabrana przez Krasińskich na początku XIX wieku, albo po prostu została zniszczona i wyrzucona.
Czy kiedyś uda się do końca wyjaśnić sprawę sarkofagu i serca Zygmunta Augusta? „Może w tym pomóc przypadek albo nowe źródła” – uważa prof. Józef Maroszek.
Studnia Giżanki
Wyobraźnię poszukiwaczy skarbów rozpala także rzekoma studnia Giżanki i bogactwa w niej ukryte. Król Zygmunt August, od najmłodszych lat był wielkim miłośnikiem i kolekcjonerem klejnotów oraz misternych wyrobów ze złota i srebra. Na jego zlecenie pracowali bez ustanku najlepsi złotnicy Krakowa i Wilna. Możnowładcy polscy i litewscy, znając królewską pasję, także często robili swemu królowi odpowiednio drogie prezenty. Żródła podają, iż Nuncjusz papieski Bernard Bongioyanni, który na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XVI stulecia, gościł na dworze Zygmunta Augusta i podziwiał królewskie zbiory drogich kamieni, twierdził później, że przewyższały bogactwa doży weneckiego i samego papieża. I właśnie część tych skarbów podobno przywłaszczyła sobie metresa królewska, Barbara Giżanka, obecna przy jego śmierci. Legenda mówi, że skoro później nie dysponowała wartościowymi przedmiotami, to musiała je gdzieś ukryć. Podobno wrzuciła je do dworskiej studni, ale niestety do dziś nie wiadomo, gdzie ta studnia się znajduje.
Inne knyszyńskie ciekawostki
· nazwa Knyszyn pochodzi od knyszy - rodzaj pierogów, okrągłego ciasta z różnym nadzieniem,
· prawa miejskie Knyszyn uzyskał w 1568 roku; dla porównania Białystok stał się miastem w 1691 roku, a Mońki w 1965 roku,
· na herbie Knyszyna widnieje królewski orzeł z literami AS od inicjałów łacińskiego imienia Zygmunta Augusta oraz tur — symbol myślistwa,
· na terenie gminy Knyszyn dość powszechnie można spotkać przydrożne krzyże wykonane z drzewa, kamienia i metalu. Osobliwością gminy są także drewniane kapliczki słupowe wydrążone z jednego pnia drzewa.
Czasy współczesne
Knyszyn ma bogatą historię, ale ważne jest także to, że o tej historii nie zapomina. Dba o to Knyszyńskie Towarzystwo Regionalne im. Zygmunta Augusta, które skupia prawdziwych pasjonatów, sktupulatnie zbierających ciekawostki dotyczące miasta i pielęgnujących jego dziedzictwo. Zainteresowany turysta w Urzędzie Miejskim w Knyszynie znajdzie nieodpłatnie wiele wydawnictw promujących Gminę.
Literatura:
1. Tomasz Krawczuk, Knysze knyszyńskie, Knyszyn 2010
2. Dziedzictwo przyrodnicze i kulturowe Ziemi Knyszyńskiej, Knyszyn 2018
3. Poezja królewskiego miasta, Knyszyn 2008
4. 450 lat praw miejskich Knyszyna, Materiały z konferencji naukowej (Knyszyn 20.X.2018)
5. Prawa i przywileje Miasta Knyszyna 1509-1795, Monografia historyczna miasta Knyszyna z uwzględnieniem najnowszych badań archiwalnych. Opracował Józef Maroszek
Bożenna Krzesak-Mucha
I. DZIEDZICTWO KULTUROWE - NIEMATERIALNE
1. JAK TO Z CHOINKĄ BYŁO
"Choinka w lesie" Maria Konopnicka
A kto tę choinkę
Zasiał w ciemnym lesie?
— Zasiał ci ją ten wiaterek,
Co nasionka niesie.
— A kto tę choinkę
Ogrzał w ciemnym boru?
— Ogrzało ją to słoneczko
Z niebieskiego dworu.
— A kto tę choinkę
Poił w ciemnym gaju?
— Jasne ją poiły rosy
I woda z ruczaju.
— A kto tę choinkę
Wyhodował z ziarna?
— Wychowała ją mateńka,
— Ziemia nasza czarna!
Niektórzy uważają, że historia choinki bożonarodzeniowej sięga jeszcze czasów antycznych. W starożytnym Rzymie mieszkańcy podczas obrzędów, by udobruchać boga urodzaju, ozdabiali drzewa liściaste bluszczem i laurem. U Celtów taką rolę pełniła jemioła. Egipcjanie świętując najkrótszy dzień w roku – przesilenie zimowe, znosili zielone liście palm daktylowych do swoich domów jako symbol „triumfu życia nad śmiercią”. Dla druidów żywe gałązki ostrokrzewu oznaczały wieczne życie, a w mitologii nordyckiej symbolizowały odrodzenie boga światła i piękna – Baldera. Choinki, głównie świerki i jodły, pojawiły się znacznie później. Uznaje się, że to niemieccy protestanci jako pierwsi zaadaptowali zwyczaj strojenia drzewka, później ich śladem podążali inni.
Jednak prawdziwą popularność choinka zyskała dzięki świętemu Bonifacemu- mnichowi, który w VIII wieku nawracał pogan żyjących na terenie dzisiejszych środkowych i wschodnich Niemiec. Według legendy św. Bonifacy nawracając pogańskie ludy ściął potężny dąb, który dla Germanów był drzewem świętym. Upadający dąb zniszczył wszystkie rosnące wokół niego drzewa za wyjątkiem małej jodełki. – Widzicie, ta mała jodełka jest potężniejsza od waszego dębu. I jest zawsze zielona, tak jak wieczny jest Bóg dający nam wieczne życie. Niech ona przypomina wam Chrystusa – miał powiedzieć w trakcie kazania misjonarz. Czy tak było naprawdę – nie wiadomo.
Jest też góralska legenda, która głosi, że pomysłodawcą świątecznej choinki był… niedźwiedź. W dniu narodzin Chrystusa zwierzęta postanowiły obdarować Dzieciątko Jezus. Niedźwiedź niestety nie miał żadnego prezentu, więc wymyślił, że podaruje małą jodełkę. W trakcie wędrówki do miejsca narodzin Chrystusa drzewko namokło i utworzyły się na nim sople, które w blasku księżyca przypominały piękne ozdoby i tak według góralskiej legendy pięknie przystrojona choinka stała się symbolem narodzin Pana.
W Europie zwyczaj ubierania choinki rozpowszechnił się od czasu wojen napoleońskich do wojny francusko pruskiej 1870 roku. Był to między innymi efekt migracji spowodowanych wojnami, a tym samym przenoszeniem zwyczajów.
Zwyczaj ustawiania w domu, w okresie świąt Bożego Narodzenia, ubranego drzewka przejęliśmy bezpośrednio od Niemców w okresie zaborów w latach 1795-1807. W połowie XIX w. na Pomorzu, Warmii, Mazurach i Śląsku zwyczaj ten przyjął się w środowisku mieszczańskim i w bogatych dworach, w których choinka stanowiła powszechną dekorację wnętrza. Na wsiach tego terenu choinka uchodziła za rozpowszechnioną stosunkowo wcześnie – na przełomie XIX i XX w. W miastach Polski centralnej, wschodniej i południowej choinka była często ubierana dopiero na początku XX w. Na wieś tego regionu trafiła po 1914 r., a rozpowszechniła się dopiero po drugiej wojnie światowej.
Jest to zwyczaj bardzo młody, ale czy potrafimy sobie wyobrazić dzisiaj święta Bożego Narodzenia bez choinki ? Nie jest jednak przypadkiem, że stawiamy świerk, jodłę lub sosnę. Słowianie otaczali te drzewa kultem. Wierzono, że posiadają one niezwykłe właściwości i zawierają życiodajne moce.
W Polsce od wieków znany był zwyczaj wieszania gałęzi lub czubka drzewa iglastego w izbie, nad drzwiami lub u pułapu. W wigilijny wieczór dzieci wieszały na gałązkach – ciastka, owoce, jabłka, kolorowe opłatki i słomiany łańcuch. Wyschniętej ozdoby nie wyrzucano, a jej pokruszone gałązki dodawano zwierzętom do karmy lub zakopywano w polu, wierząc, że zagwarantuje to urodzaj.
Choinka wyparła zawieszany u pułapu wierzchołek sosny, zwanego na Rzeszowszczyźnie jutką, na Warmi i Mazurach – jeglijką w Małopolsce (w Krakowie) – sadem, w Jarosławskiem, Lubelskiem i Sandomierskiem – wiechą, najbardziej jednak znana była pod nazwą PODŁAŹNICZKA.
Tadeusz Seweryn – pisze, że ludność wiejska przywiązywała do podłaźnika ogromne znaczenie, ponieważ chronił dom i jego mieszkańców od złych mocy i uroków. Jego forma i nazwa nie odgrywała większej roli. Spełniać musiał tylko jeden warunek – pochodzenie z drzewa iglastego.
Podłaźniczki to gałązki jodłowe, zdobione jabłkami, orzechami, ciasteczkami, kolorową bibułą, słomianymi gwiazdkami, wstążkami i przede wszystkim światami, jak nazywano kolorowe krążki opłatków. Lud wierzył w ich magiczną moc przyczyniania się do urodzaju i zapewniania powodzenia.
Wieszanie podłaźnika w dzień Wigilii było ważnym wydarzeniem w domu. Zawsze zawieszał go gospodarz, na Podhalu obowiązkowo ubrany w cuchę, przewiązaną powrósłem uplecionym ze słomy. Z czasem czynności tej towarzyszyć zaczęły modlitwy Anioł Pański, Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario.
Doniosłe znaczenie dla odczytania symboliki choinki mają pająki i światy – dawne ozdoby polskiej izby w czasie świąt Bożego Narodzenia. Pająk to przestrzenna konstrukcja, podobna do kościelnych i dworskich świeczników, wykonana ze słomy, bibuły, nici, fasoli, wydmuszek jaj, szczeciny spojonej woskiem.
Światami nazywano wyplatane ze słomy lub wykonane z opłatków kule, krążki lub gwiazdki. Mieszkaniec Motycza tak opisuje światy „Tam była za wierzchołek uczepiona ta podłaźniczka i były z opłatka takie krążki wycinane i przyczepiane. To znaczyło, że światy, że tak jakby wszechświat oznaczało, że Pan Bóg stworzył ten świat”. Pająki i światy były więc zarówno samodzielnymi ozdobami izby w czasie Godów, jak i ozdobami podłaźniczek, a następnie stojących jodełek. Choinka jest więc przykładem zwyczaju wypierającego i jednocześnie wchłaniającego wcześniejsze sposoby przyozdabiania izby na Boże Narodzenie.
Najstarsze informacje o drzewku przyozdabianym na Boże Narodzenie pochodzą z XV- i XVI- wiecznych kazań kościelnych. W tamtych czasach mieszkańcy Alzacji ustawiali w domach drzewka iglaste i przyozdabiali je naturalnymi ozdobami (jabłuszkami, ciasteczkami czy ozdobami z papieru). Takie zwyczaje były często krytykowane przez kościół, który traktował je jako obrzędy pogańskie. Jeszcze w XVI w. ustrojona choinka była rzadkością, widywaną jedynie w bogatszych domach. Z czasem zwyczaj ubierania drzewka w czasie Świąt Bożego Narodzenia zyskiwał na popularności
Początkowo choinkę przystrajano ozdobami naturalnymi: jabłuszkami, pierniczkami, orzechami, zabawkami ze słomy i papieru. Ich dobór nie był przypadkowy – takie ozdoby miały zapewnić rodzinie pomyślność w nadchodzącym roku. Każda z ozdób pojawiająca się na choince miała swoje znaczenie. Jabłuszka nawiązywały do rajskiego owocu, dzwoneczki miały symbolizować dobre nowiny, a postaci aniołków – bożą opiekę.
Łańcuchy miały przypominać o zniewoleniu ludzi grzechem, z drugiej strony wierzono, że cementują więzi rodzinne.
Oczywiście najważniejsza była gwiazda betlejemska, która zaczęła pojawiać się na szczycie drzewka dopiero pod koniec XIX wieku. Miała pomagać zbłądzonym wędrowcom, w szczęśliwym powrocie do domu. Oprócz tego na drzewku pojawiały się pierniczki, piórka, wydmuszki, słoma i wiele innych rzeczy, a strojeniem choinki zajmowały się głownie dziewczęta.
Chyba nikt dziś nie wyobraża sobie Świąt Bożego Narodzenia bez przystrojonego drzewka. Pomimo tego, iż tradycja ubierania choinki znacznie ewoluowała, to w trakcie przyozdabiania drzewka nadal powracamy do bajkowego świata Bożego Narodzenia, który pamiętamy z dzieciństwa.
Opracowała: Alicja Temler w oparciu o:
„Polskie tradycje świąteczne” – Hanna Szymanderska
„Polskie obrzędy i zwyczaje” Barbara Ogrodowska
„Tradycje Bożego Narodzenia w Polsce” – Beata Gołembiowska
| | | | choinka | podłaźniczka | pająki, światy>>>> | |
Moje wesele odbyło się we wschodniej części Podlasia, na terenach zamieszkiwanych przez mniejszości narodowe białoruską i ukraińską.
Ślub wzięłam mając 19 lat. Cywilny odbył się w USC w Orli, powiat bielski, 3 listopada 1962 r. Dzień później odbył się ślub cerkiewny w cerkwi p.w. św. Michała w Wólce Wygonowskiej.
Chciałabym tutaj nawiązać do osoby mojego małżonka i mojej szczerej miłości wobec niego. Żyliśmy w tej samej wiosce. Za kawalerki, a był to początek lat 60-tych dwudziestego wieku, mój mąż pracował w dziale geodezji w Prezydium Urzędu Miejskiego w nieodległym od naszej wioski mieście. Miał średnie wykształcenie. Odróżniał się od innych kawalerów we wsi. Zawsze był schludnie i czysto ubrany. Gdy na wioskowej drodze, po ulewnym deszczu, było błoto, on potrafił do mnie przyjść w czystych lakierkach. Był także trochę uzdolniony artystycznie, bo sam uczył się gry na akordeonie. Miłość moja do niego oraz perspektywa wyjazdu ze wsi do miasta przechyliły szalę mojej decyzji zamążpójścia.
Przed ślubem przyszedł do moich rodziców Rajek (dopyty). Ustalono, że moim posagiem będą: pierzyna, płótno, kołowrotek do przędzenia, ręczniki, obrusy, kapy, pieniądze, które zostały przekazane przyszłemu mężowi.
W czwartek (dzień tygodnia na swaty był bardzo ważny), po zakończeniu prac gospodarczych, przyjechał do mojego domu przyszły mąż z Marszałkiem na negocjacje z rodzicami.
Również w czwartek odbyły się w moim domu zaręczyny, w obecności krewnych i zaproszonych gości. Po zaręczynach udaliśmy się do batiuszki i poinformowaliśmy go o planowanym przez nas ślubie (danie na zapowiedzi).
Przygotowując się do wesela, dokonaliśmy wyboru weselnej drużyny; ja – swata, starszej, starszego, druhen, swańki, narzeczony – marszałka, swańki, starszego swata, swaniek i swatów.
Na dwa tygodnie przed weselem każde z nas osobno zapraszało swoich gości.
W sobotę, przed ślubem, zaprosiłam zamężne kobiety z mojej wsi do pieczenia korowaja. W tym też dniu obdarowałam narzeczonego wyszywaną koszulą i bielizna, w której poszedł do ślubu.
Wieczorem, za stołem przygotowano miejsce zaścielone kożuchami, ręcznikami, pod które położono zboże i pieniądze. Zasiadłam tam razem z bratem. Gdy przyjechał narzeczony, brat nie chciał ustąpić mu miejsca. Nastąpił obrzęd wykupu oblubienicy.
W niedzielę rankiem przyszły do mnie druhny i pomagały w przygotowaniu do ślubu. Na śniadanie przybyli zaproszeni goście. Zbliżał się czas wyjazdu do cerkwi. Bezpośrednio przed nim nastąpiło wspomaganie – obrzęd darowania pieniędzy przez rodzinę i gości, które należało mieć przy sobie w czasie ślubu.
Oto przykłady przyśpiewek obrzędu wspomagania :
„ Wyszła Ninula za worotyczka, pod kalinuju stała, pod czerwonuju stała.
Ruczki zhornuła, ciażko wzdychnuła, żałosno zapłakała, żałosno zapłakała .
Pryszoł do jeji tatulo jeji – czoho Ninoczka płaczesz, czoho rudneńka płaczesz ?.
Ja Tobie daju, szto w doma maju, dolieńki ne zhadaju, dolieńki ne zhadaju ”.
„Prosyła Ninula swojej mateńki – wspomahaj mateńko wspomahaj. pomahaj rodnaja wspomahaj.
Prosyła Ninula, swojoho bateńka – wspomahaj bateńko wspomahaj. Wspomahaj rodneńki wspomahaj.
Prosyła Ninula swojoho bratyka – wspomahaj bratyku wspomahaj, wspomahaj rodneńki wspomahaj.
Prosyła Ninula swojej sestrońki – wspomahaj sestrońko wspomahaj, wspomahaj rodneńka wspomahaj .
Prosyła Ninulka swojej rodyny – wspomahaj rodyno wspomahaj, wspomahaj rodyno wspomahaj ”.
Po tym Swat oprowadził mnie trzy razy naokoło stołu, gdzie na każdej ze stron, zatrzymywałam się i kłaniałam rodzicom, prosząc ich o błogosławieństwo ikoną.
W tym czasie druhny śpiewały następną obrzędową przyśpiewkę która brzmiała następująco:
„Stelisia zeleczko poza stołom iduczy,
kłaniajsia Nina do ślubu jeduczy.
Staromu, małomu, bateńku swojomu,
Staromu, małomu , bateńku swojomu.
Bateńku, matuńci, brateńku, sestruńci,
Brateńku , sestruńci, wsiuj rodynońci ”.
Do ślubu jechałam furmanką zaprzężoną w dwa konie. Przed odjazdem do cerkwi rodzice trzykrotnie obchodzili furmankę, na której siedziałam. Ojciec kropił ją święconą wodą, a mama błogosławiła ikoną. Puste naczynie po święconej wodzie ojciec stawiał przed końmi, rozściełany był też przed nimi ręcznik, na krańcach którego, po dwóch jego stronach, kładziono chleb. Jeżeli konie roztrzaskają szklankę kopytami – młodej będzie sprzyjało szczęście w przyszłym pożyciu małżeńskim. Ikonę, którą byłam błogosławiona – mama przekazała Swańce (zamężnej kobiecie), aby zawiozła ją do cerkwi.
Tak więc w niedzielę 4. XI.1962 roku, na oddzielnych furmankach, ja i mój wybraniec przyjechaliśmy do cerkwi na ceremonię naszego ślubu. W czasie drogi przez wieś swańka rzucała cukierki dzieciom, które rozweselone zbierały je pospiesznie, biegnąc za naszymi furmankami.
Po przybyciu do cerkwi my, para młoda, czekaliśmy przy drzwiach wejściowych do jej centralnej części, na prawosławnego duchownego. Batiuszka wypowiadając trzykrotnie formułę zaręczyn dał do pocałowania młodemu obrączkę, zakładając ją na jego palec. Ten sam rytuał odbył się wobec mojej osoby. Następnie trzykrotnie wymieniłam się obrączkami z młodym. Kapłan wprowadził nas na środek cerkwi, przed anałoj (stolik na którym leżał krzyż i ikona). Po otrzymaniu od nas odpowiedniej deklaracji o wstąpieniu w związek, małżeński z własnej i nieprzymuszonej woli, batiuszka przystąpił do modlitwy prosząc o błogosławieństwo i cud łaski boskiej. Po trzykrotnym wypowiedzeniu przez kapłana formuły zaślubin nastąpił obrzęd ukoronowania – świadkowie trzymali korony nad naszymi głowami podczas całej ceremonii. Moje małżeństwo zostało zawarte z chwilą trzykrotnego wypowiedzenia przez kapłana błogosławieństwa, które brzmiało: „ Panie Boże nasz, chwałą i czcią ukoronuj ich ”.
Po odczytaniu fragmentu ewangelii św. Jana, opierając przy tym świętą księgę na naszych pochylonych (specjalnie do tego momentu ceremonii) głowach, dał nam symbolicznie do wypicia wino z kielicha, a następnie trzykrotnie poprowadził nas, trzymając przed sobą krzyż, dookoła anałoju i leżącej tam ikony.
Następnie odbyło się błogosławieństwo ikoną przywiezioną z domu rodziców, udzielane przez duchownego przed Rajskimi Drzwiami, chór cerkiewny natomiast zaśpiewał „Mnogaja lieta ”, odpowiednik polskiego „Sto lat”. Razem z mężem pomodliliśmy się przed ikonami w Ikonostasie, po czym przepięłam mu ozdobę z butonierki, z lewej do prawej klapy marynarki.
Na samym końcu uroczystości ślubnej nastąpiły życzenia dla młodej pary od gości, a po wyjściu z cerkwi goście obrzucali nas ryżem na szczęście.
Po przyjeździe z cerkwi do domu rodzice pobłogosławili nas chlebem i solą, a słowa brzmiały tak: „Witamy chlebem i solju i z dobrowu dolju”.
Wesele odbyło się w moim rodzinnym domu, ale to nie oznacza, że było skromne.
My jako para młoda zasiadaliśmy na takim honorowym poczesnym miejscu zwanym – posadem. To była ława ozdobiona, nakryta kożuchem, a potem dywanem tj. tak zwanym kilimem, a z tyłu nas na ścianie wisiała ikona, którą błogosławił nas kapłan i rodzice w cerkwi, ozdobiona wyszywanym ręcznikiem (zdobionym przez mnie).
W czasie przyjęcia pod dom weselny przychodzili chłopcy i dziewczęta, a także starsze kobiety, które nie były proszone na wesele. Wtedy dla nich moja swacha (swańka), wynosiła im tzw. pyruch, czyli biały chleb – odpowiednik polskiego kołacza, a także wódkę i kiełbasę. Na moim weselu goście pili wódkę z jednego kieliszka – wedle zwyczaju.
Kiedy goście już pojedli i popili zaproszono wszystkich do tańców, które odbyły się także w moim rodzinnym domu. Najczęściej tańczono polkę, oberka, walca, krakowiaka, mazurka, a także tańczono w rytmie białoruskich lub ukraińskich ludowych tańców. Goście dużo też śpiewali pieśni weselnych, przeważnie wesołych, żartobliwych. Oto niektóre z nich:
”Ja wypyła wychylyła, sama sebe pochwalyła, bo ja z dobroho rodu, pju horiłku jak wodu” lub „Oj sama ja sama, czołowika ny ma, ja swykruchy ne bojusia, bo ne maty moja”. Swykrucha – to w dawnym języku polskim świekra, czyli – teściowa.
Mateńko wysznia
Oj mateńko wysznia czy ja u tebe lisznia
Oddała mene w czużu storonu de ja żyty ne prywyksza .
Oj prywyksza ne prywyksza, prywykaty ja muszu
I stareńkomu i maleńkomu dohadżaty ja muszu
Oj kob ja mieła kryła, i sokołowy oczy
Polietiełab do rudnej mateńki sered temnei noczy.
Oj kob ja mieła kryła i umieła lietaty
Polietełab do rudnej mateńki u sadoczok kowaty.
O północy podczas oczepin – poprzez zdjęcie welonu i nałożenie chusty na moją głowę symbolicznie przeszłam ze stanu panieńskiego w zamężny.
Po oczepinach pojechałam, już z mężem, do jego rodzinnego domu. Ostatnim więc aktem mającym miejsce w niedzielę była noc poślubna.
W poniedziałek po weselu przewieziono z domu rodzinnego wszystkie rzeczy należące do mnie oraz podarunki weselne, które otrzymałam tj. tzw. majno, do domu młodego. Ten obrzęd nazywany był: - prydanije.
Wraz z całym moim posagiem, goście weselni po śniadaniu, z mojego domu przyjechali do domu młodego, czyli wtedy już – mojego męża na tak zwane poprawiny, gdzie była gościna, śpiewy i tańce do wieczora.
Tak zakończyła się część druga mojego wesela tzw. część weselna.
Trzecia część wesela – część po weselna miała dwa etapy. Pierwszy miał na celu wzmocnienie nowych więzów rodzinnych, podziękowania rodzicom za wyprawione wesele. Najważniejszymi wydarzeniami tego tygodnia były odwiedziny krewnych. Spotkanie było u młodego w czwartek. Drugi etap – to sobotnie spotkanie w domu młodej. Do tego czasu, wedle zwyczaju, nie mogłam odwiedzić swoich rodziców. W sobotę natomiast przyszłam do rodzinnego domu już nie jako członek rodziny, ale jako – gość.
Na koniec chcę nawiązać do wróżb weselnych. W dniu mojego ślubu pogoda była fatalna. Padał deszcz, było chłodno, na ulicy błoto i kałuże. Tak też i fatalne było moje małżeństwo. Stwierdzam z przykrością, że niekiedy wróżby weselne się sprawdzają w stu procentach, co przetestowałam na swoim przykładzie i życiu.
Nina Bielenia
Teksty pieśni i przyśpiewek są w w/w opisie napisane w formie fonetycznej językiem, którym posługiwała się mniejszość narodowa białoruska i ukraińska, wówczas żyjąca na terenach wschodniej białostocczyzny dziś ( Podlasia), we wsi Gregorowce gmina Orla, powiat Bielsk Podlaski, woj. białostockie w latach 60 tych XX wieku .
fot.Archiwum rodzinne Niny Bielenia
3. KOŁACZ WESELNY
Świadkowie wesela swoją aprobatę i uczestnictwo w obrzędzie potwierdzali wspólnym uroczystym spożywaniem kołacza, który na wschodnich terenach zwano korowajem. To staropolskie pieczywo obrzędowe występowało powszechnie – na weselach chłopskich i szlacheckich.
Pieczony był w wieczór panieński, czyli w przeddzień ślubu i wesela. W domu panny młodej druhny i starościny zwane korowajnicami wyrabiały go z pszennej (rzadziej. żytniej) mąki, mleka, jaj i cukru. Przed rozpoczęciem pracy kreśliły zawsze znak krzyża nad dzieżą (z drewna) i modliły się o udany wypiek.
Podczas wyrabiania ciasta i pieczenia korowaju nie pozwalano mężczyznom wchodzić do izby. Kiedy ciasto było już w piecu, kobiety podskakiwały, klaskały w ręce i trzonkiem łopaty chlebowej uderzały w powałę, aby wyrosło wysokie i piękne. Wyrośnięty, kształtny i rumiany korowaj z widocznymi ozdobami – formowanymi ręcznie ptaszkami i guzkami z ciasta wróżył młodej parze szczęście i dostatek. Krzywy i popękany oznaczał małżeńskie kłopoty, choroby i niesnaski.
Kołacz, pieczony na drewnianej łopacie, miał kształt wielkiego okrągłego bochenka chleba lub wysokiego walca, a na Suwalszczyźnie podłużnej bułki, na jednym końcu przewiązanej serwetą. Ważył zazwyczaj kilka kilogramów. Zdobiono ciasto weselne zgodnie z regionalnymi zwyczajami, oprócz ptaszków i guzków wyciskano dłonią znak krzyża, formowano laleczki lub drzewka (gałązki oblepione ciastem), deseniem z rodzynkami. Po upieczeniu wiązano wstążeczkami, bibułkowymi kwiatami lub owocami z jarzębiny.
Gotowy kołacz przenoszono do komory, przykrywano obrusem i przechowywano do następnego dnia, czyli do dnia wesela. Potem starannie uprzątano stół, piec, a gospodarze częstowali starościny wódką.
Po obiedzie weselnym starościna ceremonialnie wynosiła kołacz z komory i uroczyście (muzyka, śpiew) przekazywała najstarszemu drużbie, który stawiał go na środku stołu albo na piecu.
W niektórych regionach kołacz jechał (odpowiednio wyeksponowany) w orszaku ślubnym do kościoła, aby ksiądz pobłogosławił ten weselny wypiek.
Krojeniem kołacza na równe kawałki albo tylko na 2 części (łamano potem na mniejsze skibki) zajmował się starosta, swat lub starszy drużba. Następnie obdzielał ciastem wszystkich obecnych na uroczystości, a nawet tzw. nieweselnych - dzieci, sąsiadów…
Weselny rytuał krojenia, rozdawania i jedzenia kołacza odbywał się albo pomiędzy nocnym obiadem i oczepinami albo po oczepinach. Kołacz weselny (współcześnie tort) był koniecznym atrybutem obrzędu oczepin.
Na podstawie „Polskie tradycje i obyczaje rodzinne” Barbary Ogrodowskiej
opracowała Krystyna Szewczyk.
4. Wesele żydowskie –czas przed ślubem
„Nie masz już, nie masz w Polsce żydowskich miasteczek,
Próżno byś szukał w oknach zapalonych świeczek,
I śpiewu nasłuchiwał z drewnianej bożnicy (…)
Już nie ma tych miasteczek, gdzie szewc był poetą,
Zegarmistrz filozofem, fryzjer trubadurem…”
Antoni Słonimski „Elegia miasteczek żydowskich”
| MarcChagall - google.pl |
Wiele świąt i obyczajów żydowskich sięga zamierzchłych czasów przed biblijnych. Na przestrzeni wieków część zwyczajów zmieniała się, ewaluowała, ale nadal jest to obyczajowość niezwykła, mocno osadzona w tradycji. Dotyczy to także obrządku weselnego, który jak barwny kobierzec spleciony jest z wątków biblijnych, historycznych, mistycznych, kulturalnych i prawnych. Jednocześnie to potwierdzenie ciągłości tradycji żydowskiej od 3800 lat.
Zgodnie z zasadami judaizmu, zawarcie związku małżeńskiego i posiadanie dzieci jest powinnością każdego mężczyzny. Żydzi uważali, że mężczyzna związany z kobietą tworzy pełnię, którą można nazwać pełnią człowieczeństwa. Nieżonaci mężczyźni i niezamężne kobiety nie cieszyli się szacunkiem. Uważano, że należy nawet sprzedać zwój Tory, by zdobyć niezbędne środki na ślub. Wybór żony uznawano za rzecz bardzo ważną, a jednocześnie arcytrudną. Toteż przestrzegano przed pochopnymi decyzjami, radząc: Śpiesz się przy kupowaniu ziemi, żonę wybieraj powoli.
Małżeństwo jest źródłem błogosławieństwa na całe przyszłe życie - stąd zarówno
do przygotowań, jak i samej ceremonii zaślubin podchodzi się z dużą powagą i zaangażowaniem. Ceremonia zaślubin traktowana jest jako odnowienie Przymierza Boga z Izraelem zawartego na górze Synaj, jego uświęceniem. A formuła zawarcia małżeństwa została ułożona analogicznie do formuły zawarcia przymierza: Ona jest moją żoną, a ja jestem jej mężem (formuła przymierza: Wy będziecie moim ludem, a Ja będę waszym Bogiem). Małżeństwo jest więc obrazem przymierza między Bogiem a Jego ludem.
Rola szadchena– swata
W tradycyjnej społeczności żydowskiej małżeństwa były zazwyczaj aranżowane. Kojarzeniem par zajmował się szadchan (swat). Jego funkcja była niezwykle ceniona i szanowana. Według Talmudu sam Bóg w 40 dniu od momentu poczęcia każdego człowieka, decyduje o jego życiowym partnerze. Szadchan jest więc pomocnikiem Boga. Swoją pracę zaczynał od zbierania szczegółowych informacji o kandydatach do małżeństwa, które dotyczyły ich charakteru, wykształcenia, rodziny, zdrowia, zainteresowań, sytuacji finansowej.
Bardzo często młodzi nie znali się wcześniej. Jeśli rodzina zaakceptowała wstępnie kandydata przedstawianego przez swata, dochodziło do spotkania przyszłej ewentualnej pary – jednakże podczas tego spotkania nie mogli oni pozostać tylko we dwoje. Mogli natomiast odrzucić ofertę. Jeśli para zdecydowała się pobrać, następowała ceremonia zaręczyn, a szadchan za swoje pośrednictwo otrzymywał wynagrodzenie – 1,5 - 3 % wartości posagu młodej.
Sieroty i córki ubogich Żydów wspierane były przez środki finansowe z gminy żydowskiej.
Takie zasady kojarzenia małżeństw przestrzegane były do końca XIX w. Z biegiem lat o ślubie coraz częściej decydowali sami młodzi, kierując się przede wszystkim uczuciem, a nie np. sprawami majątkowymi.
Jednak w judaizmie ortodoksyjnym małżeństwa nadal są aranżowane, a po pierwszym spotkaniu młodym robione są testy krwi, aby sprawdzić, czy nie ma żadnych przeciwwskazań genetycznych do posiadania przez nich wspólnego potomstwa.
Kidduszin - zaręczyny
Zaręczyny odbywały się w domu rodziców młodej. Swat ustalał i spisywał z rodzicami kontrakt zaręczynowy tenaim (erusin), który zawierał warunki wstępne - datę ślubu, podział kosztów na przygotowanie wesela, wysokość posagu młodej, majątek wnoszony przez narzeczonego.
Uzgadniano, u którego z rodziców i jak długo młodzi będą mieszkać po ślubie – na ogół zapewniano pełny wikt na okres roku lub dwóch lat oraz mieszkanie na cztery lata. Tenaim podpisywało dwóch świadków, a odczytywał go publicznie przyjaciel rodziny lub rabin zaproszony na uroczystość zaręczyn.
Następnie matki przyszłych nowożeńców tłukły talerz – symbol nierozerwalności zaręczyn oraz zmiany dotychczasowych relacji pomiędzy matkami a dziećmi. Po zebraniu skorup, rozpoczynał się poczęstunek. Wierzono też, że każda panna, która otrzyma kawałek stłuczonego talerza, w ciągu roku wyjdzie za mąż.
Narzeczeństwo trwało rok. W średniowieczu zniesiono zasadę rozdzielania kidduszin i nisuin (ślub), m.in. z powodu niestabilnej sytuacji Żydów i braku pewności, że młodzi będą mogli po roku zatwierdzić zaślubiny. Obecnie te dwie uroczystości –zaręczyny i ślub rozdziela się momentem odczytania ketuby (rodzaj umowy przedmałżeńskiej).
Prawo dopuszcza zerwanie tenaim w dowolnym czasie przed właściwą ceremonią zaślubin (po wypłaceniu ustalonej rekompensaty). Jednak w tradycyjnych środowiskach żydowskich uważa się, że lepiej jest zawrzeć ślub, a następnie się rozwieść, niż zerwać zaręczyny.
Ketuba
Przed uroczystością zaślubin należy sporządzić ketubę. To dokument prawny, potwierdzany podpisami dwóch niespokrewnionych ze sobą ani z młodymi świadków.
Na jego mocy mężczyzna zobowiązuje się dbać o przyszłą żonę, spełniać powinności małżeńskie, zapewniać jej utrzymanie, a w razie rozwodu wypłacić określoną w kontrakcie rekompensatę.
Ketuba spisywana jest po aramejsku. Oto fragment tego dokumentu w tłumaczeniu na polski: „a ja będę dla ciebie pracował, będę cię szanował, utrzymywał według zwyczajów mężów judejskich i będę z tobą żył, jak to jest przyjęte w naszym świecie.
I biorę odpowiedzialność na siebie i na moich spadkobierców, żeby uzyskać większy majątek, niż posiadam dotychczas (…) i wszystko kładzie się na moje barki, póki żyję i po mojej śmierci” („Święta i obyczaje żydowskie”, s. 113).
Ketubę, wprowadzoną przez rabinów talmudycznych ponad 2000 lat temu w celu zabezpieczenia praw kobiety, można określić mianem pierwszej polisy ubezpieczeniowej lub intercyzy. Obecnie ma charakter jedynie tradycyjny i symboliczny, jest jednak elementem niezbędnym do zawarcia religijnego ślubu żydowskiego. Zwykle jest to pięknie zdobione dzieło, które małżonkowie wieszają w mieszkaniu na eksponowanym miejscu.
Okres przed ślubem w obrządku żydowskim wypełniony jest różnymi rytuałami. W ostatnią sobotę przed dniem ślubu pana młodego uroczyście wprowadzano do synagogi, gdzie odczytywał haftarę, rozdział z Ksiąg Prorockich. Po wypowiedzeniu przez niego ostatnich słów tekstu, rozlegały się okrzyki mazał tow (powodzenia). Kobiety – na szczęście - obrzucały go rodzynkami i migdałami. Po południu odbywały się przyjęcia dla przyjaciół.
Literatura:
1. Ninel Kameraz-Kos, Święta i obyczaje żydowskie, Warszawa, 2002
2. Alan Unterman, Żydzi. Wiara i życie, Warszawa, 2015
3. Wikipedia
Bożenna Krzesak-Mucha
5. WESELE KATOLICKIE
W obecnych zmieniających się szybko czasach warto przyjrzeć się tradycjom i obyczajom spotykanym w polskich domach, które wyrosły na gruncie chrześcijańskim.
Cały okres ludzkiego życia składa się z etapów, które są ściśle określone. Są to: narodziny, dzieciństwo, młodość, zaślubiny, wiek dojrzały, starość i śmierć. Każdy z tych etapów w życiu człowieka jest ważny. Ja zajmę się ślubem, który zmienia status społeczny obojga młodych, a który jest ukoronowaniem szeregu długich zabiegów. Skupię się na obrzędach obowiązujących przede wszystkim w XIX wieku w Polsce.
Drogę do ołtarza poprzedza cały szereg zwyczajowych działań, w których główna rola przypada rodzicom i wybranym przez rodziców osobom pełniącym określone funkcje.
Swaty
Na początku były prowadzone wstępne rozmowy przez swatów (zamówiny), które sprawdzały szanse konkurenta na zawarcie małżeństwa z wybraną mu przez rodziców dziewczyną. Swat był osobą bardzo znaczącą w tradycyjnym obrzędzie weselnym i pełnił bardzo ważne funkcje. Podczas tych rozmów ustalano posag panny młodej, termin i koszty wesela. Podczas tych zamówin bywał zawsze poczęstunek z wódką przyniesioną przez swata, wznoszono toasty i zaczynano wychwalać zalety młodych.
Zaręczyny
Po zamówinach następowały zrękowiny czyli zaręczynty odbywające się w domu narzeczonej. W wielu regionach Polski w obecności członków rodzin narzeczonych wiązano ręce nad leżącym na stole chlebem – symbolem domowego ogniska. Pod koniec XIX wieku młodzi wymieniali się pierścionkami. Wszyscy obecni pili zdrowie zaręczonej pary. Obdarowana pierścionkiem panna nosiła go już na stałe na znak, że ona i jej konkurent są już po słowie i ich ślub został już postanowiony.
Po udanych swatach i zaręczynach dla narzeczonych i ich rodzin następował emocjonujący i bardzo pracowity czas przygotowań.
Przed ślubem państwo młodzi zgadnie ze zwyczajem spotykali się z rówieśnikami swojego stanu. Pożegnalne spotkania w domu pana młodego nazywano – wieczorem kawalerskim zaś u panny młodej - wieczorem panieńskim. Spotkaniom tym towarzyszyły tradycyjne śpiewy wśród których istotne znaczenie miały pouczenia kierowane do nowożeńców, dotyczące przyszłego życia w małżeństwie.
Ceremonie przedślubne
Ślub i wesele były ważnym wydarzeniem, a jednocześnie radosnym, zapowiadającym zabawę, śpiew i taniec. Wydarzeniem tym żyli nie tylko główni bohaterowie, ale ich bliższa i dalsza rodzina jak również i sąsiedzi.
Przed ślubem należało załatwić sprawy w kościele: dać na zapowiedzi w parafii, ustalić termin ślubu i opłacić wszystkie koszta związane z tą ceremonią.
W dniu ślubu do domu panny młodej przybywał narzeczony z drużbami. Zanim do przybyłych wyszła panna młoda, druhny i drużbowie prowadzili ze sobą śpiewny dialog – targ o oddanie panny młodej. Następnie druhny w imieniu panny młodej śpiewały obrzędowe pożegnanie narzeczonej z domem rodzinnym.
Śluby cywilne, świeckie zawierane były bardzo rzadko. Na wsi praktycznie się nie zdarzały. W Polsce przez całe wieki bowiem ślub zawierany w kościele i dokument wydawany przez duchownych były oficjalnymi aktami prawnymi. Przed podpisaniem konkordatu bardzo często zawierane były dwa śluby: obowiązkowy cywilny, oraz ślub kościelny, który dla wielu osób był jedyną prawdziwą licząca się tradycyjną ceremonią.
Błogosławieństwo
Przed wyjazdem do ślubu pannę młodą i pana młodego prowadzono do stołu na uroczyste błogosławieństwo rodziców. Stół był nakryty białym obrusem, z przygotowaną wodą święconą i kropidłem, z świętym obrazem lub krzyżem oraz chlebem. Państwo młodzi klękali przed rodzicami i całowali ręce. Bardzo wzruszeni rodzice błogosławili młodych świętym obrazem kreślili nad ich głowami znak krzyża, polecali opiece boskiej, życzyli im szczęścia i udzielali różnych przestróg i napomnień na nową drogę życia.
Ślub
W drodze do kościoła zachowywano ustalony porządek weselnego orszaku. Przestrzegano zasady aby do kościoła państwo młodzi jechali osobno, na znak, że małżeństwem staną się dopiero po udzieleniu im w kościele sakramentu. W pierwszej furmance jechała panna młoda w asyście dwóch drużbów, w drugiej zaś pan młody z druhnami. Za nimi trzecim wozem jechali muzycy, którzy przez cała drogę grali na swych instrumentach. Po nich w orszaku jechali pozostali goście.
Jadąc do kościoła orszak napotykał na swojej drodze przeszkody - bramy zbudowane z żerdzi, przybrane jedliną. Stali przy nich różni przebierańcy. Byli to ludzie zazwyczaj obcy nie znani nowożeńcom. Zwyczaj nakazywał jednak, aby wykupić się wódką, co najmniej jedna flaszka przy każdej bramie. Nie obywało się bez żartów i śmiechu. Dopiero po złożeniu okupu przeszkodę usuwano i przepuszczano orszak.
Wreszcie przychodził czas na ceremonię kościelną. Przed kościołem tworzono orszak ślubny. Pannę młodą do ołtarza prowadził ojciec, gdzie czekał na nią pan młody. Podczas ślubu zwracano baczną uwagę na różne drobne nawet zdarzenia i sytuacje, które miały wróżyć o przyszłym życiu nowożeńców. Za największe nieszczęście uważano zgaśnięcie świecy na ołtarzu, co zwiastowało rychłą śmierć jednego z małżonków. Zdarzało się, że kiedy klęczeli już przed ołtarzem, panna młoda, niby to poprawiając fałdy sukienki nakrywała nią nogi pana młodego, albo przydeptywała mu but, wierząc, że przez to będzie miała nad nim władzę, że weźmie go pod pantofel.
Ksiądz udzielał ślubu młodej parze, odbierał małżeńską przysięgę, wiązał im ręce stułą na znak nierozerwalności małżeństwa, błogosławił ich związek, którego symbolem były od tej chwili obrączki, nałożone sobie wzajemnie przed ołtarzem. Po skończonej ceremonii państwo młodzi wychodzili razem z kościoła i do domu jechali również razem. Zgodnie z przyjętym obyczajem, najczęściej bywał to dom panny młodej. Zwyczajowo bowiem rodzice pani młodej urządzali weselne przyjęcie i pokrywali jego koszty. Pan młody natomiast i jego rodzina zwykle zamawiali trunki i płacili orkiestrze.
Wesele
Na progu domu na państwa młodych czekali już rodzice i witali ich chlebem i solą. Piękny ten i bardzo stary obyczaj ma w Polsce długą i ciekawą tradycję. Chleb i sól bowiem od najdawniejszych czasów był podstawowym i najważniejszym pożywieniem. Według wierzeń ludowych miały one niezwykłe właściwości magiczne, oczyszczające, dobroczynne i życiodajne. Sól chroni od zepsucia i rozkładu, nadaje smak każdej potrawie. Chleb natomiast był symbolem wszystkich najważniejszych, codziennych ludzkich potrzeb a więc wszystkiego co zabezpiecza ludzką egzystencję. Był także symbolem gościnności i przyjaźni. Chleb był zatem pokarmem zarówno powszednim jak i świętym. Państwo młodzi z szacunkiem całowali podawany im chleb, odłamywali małe kawałki, maczali w soli i z powagą spożywali. Nowożeńcy siadali za stołem na honorowym miejscu pod wiszącymi na ścianie świętymi obrazami.
Po tym rytuale następował poczęstunek i zabawa. Goście jedli, pili i oczywiście wznosili niezliczone toasty. Nie obyło się bez krótkich, żartobliwych przyśpiewek, które były znane i śpiewane w całej Polsce.
Kulminacyjnym momentem wesela były oczepiny, czyli przyjęcie panny młodej do grona kobiet zamężnych. Druhny sadzały pannę młodą na środku sali, zdejmując jej wianek z głowy (symbol panieństwa), śpiewały pieśni, w których wyrażały żal panny młodej opłakującej swój dziewiczy wianek, z którym niebawem będzie musiała się rozstać i nakładały jej czepiec mężatki. Podczas oczepin panna młoda trzymała na kolanach ozdobny talerz, do którego weselnicy wrzucali sowite datki. W ten sposób obydwa rody, przyjaciele i bliscy sąsiedzi składali się, aby wyposażyć nowożeńców na nowe gospodarstwo. Po tym ceremoniale kontynuowano tańce. Panna młoda, już teraz mężatka, musiała zatańczyć kolejno choć jeden taniec z każdą zamężną kobietą obecną na weselu.
Kiedy odbyły się już wszystkie najważniejsze i najbardziej znaczące obrzędy, goście weselni bawili się i tańczyli, zwykle przez całą noc, do białego rana, a nierzadko jeszcze przez następną dobę.
Poprawiny
Drugi dzień wesela nazywany poprawinami był dalszym ciągiem weselnej zabawy, z tańcami i poczęstunkiem. Prócz weselnych proszonych gości przychodzili na nie także sąsiedzi. Wszystkich częstowano wódką a także innymi przysmakami z weselnego stołu. Ponieważ nie byli gośćmi proszonymi, nie uczestniczyli w obrzędach i nigdy nie zasiadali do stołu. Potrawy roznoszono wszystkim niezaproszonym gościom, ale chętnie widzianych na poprawinach. Zabawiali zebranych śpiewem i popisami tanecznymi. Goście nie przebywali w domu weselnym zbyt długo, życzyli szczęścia młodej parze, dziękowali za gościnę i ze śpiewem opuszczali dom weselny.
Przenosiny
Ostatnim etapem uroczystości weselnych były przenosiny. Miały one także swój porządek i swoje odrębne ceremonie. Była to przeprowadzka, (kilka dni po weselu) pani młodej i jej ślubnej wyprawy na nowe gospodarstwo do domu i rodziny męża. Druhny pakowały posag pani młodej, a przy okazji zabierały z jej rodzinnego domu wszystko co mogłoby być przydatne w nowym gospodarstwie. Najcenniejsze rzeczy pakowano do skrzyni posagowej. Przed odjazdem pani młoda bardzo serdecznie i rzewnie żegnała się z rodzicami i rodzeństwem. Druhny i domownicy odprowadzali ją do granic wsi i tak odjeżdżała do domu męża. Przez następne tygodnie cała wieś wspominała weselną zabawę a gospodynie miały o czym plotkować.
Dzisiejsze wesela i przygotowania do nich wyglądają trochę inaczej, lecz wiele elementów z dawnych tradycji pozostało do dnia dzisiejszego.
Na podstawie: „ Polskie tradycje i obyczaje rodzinne” - Barbary Ogrodowskiej
Opracowała: Halina Załęska
6. TATARSKIE WESELE, OBRZĘDY I OBYCZAJE
Na terenie Polski Tatarzy są niewielką mniejszością, mieszka ich mniej więcej 4,5 tysiąca. Tatarskie zasady głoszą, że chłopak może się ożenić z dziewczyną innego wyznania monoteistycznego, a więc chrześcijańskiego lub żydowskiego, ale pod warunkiem, że narzeczona zobowiąże się do wychowania dzieci w religii islamskiej. Natomiast dziewczyna nie może wyjść za mąż za wyznawcę innej religii. Zarówno dziewczyna jak i chłopiec nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego z Arabami.
Przygotowania do świętowania
Przygotowania do tatarskiej uroczystości weselnej rozpoczynają się od działalności swatów i spotkania rodziców przyszłej pary młodej. Młodzi w tych negocjacjach udziału nie biorą (być może w obecnych czasach to się zmieniło).
W charakterze przedstawicieli pana młodego występuje swat (jauczy) plus jeden starszy krewny. Jeśli dwa pierwsze etapy swatania przebiegły pomyślnie, to na ostatnim etapie przyłączają się do nich rodzice narzeczonego. Podczas kluczowych przedweselnych rozmów obie strony zajmują się materialnymi sprawami. Omawiana jest też wielkość
i skład „kałymu” (wykupu płaconego przez mężczyznę rodzicom narzeczonej). W skład kałymu mogą wchodzić złote ozdoby, określona suma pieniędzy itp. O wianie narzeczonej w tym okresie nie mówi się. Jeżeli strony doszły do porozumienia, to o pozytywnym wyniku powiadamia się narzeczonych, wyznaczając przy tym datę zaręczyn.
W domu pana młodego
Dawniej przed ceremonią ślubną mała uroczystość odbywała się również w domu pana młodego tzw. wyprowadzenie. Biorą w niej udział dwaj jego drużbowie, co najmniej dwóch bliskich krewnych (mężczyzn - wekile) i imam. Najpierw stają wokół stołu nakrytego białym obrusem, na którym leży Koran, chleb, sól, szklanka z wodą. Imam wygłasza modły, a po nich bierze lewą rękę pana młodego, inni mężczyźni przyłączają się i tworzą korowód, który kilka razy okrąża stół. Imam w tym czasie recytuje surę, czyli jeden z rozdziałów Koranu. W końcu imam wyprowadza pana młodego i innych mężczyzn, a celem jest dom panny młodej.
W domu panny młodej
Przed domem panny młodej wita się mężczyzn chlebem i solą. Zgodnie z inną przedwojenną tradycją, praktykowaną głównie na kresach, obsypuje się pana młodego zbożem, by żył w dostatku (obecnie ten zwyczaj spotyka się czasem na Białostocczyźnie).
Właściwa uroczystość odbywa się w największym pokoju w domu, za stołem przykrytym białym obrusem, za którym siedzą imam i czterech wekilów. Na stole stoi słodka sadoga /deser/, obecnie często zmieniana na tort weselny, chleb posypany solą (czasem z imionami młodych), szklanka wody, mleko, miód i Koran. Młodzi zaś stoją naprzeciw, zwróceni twarzą do Mekki, wedle tradycji na skórze lub wojłoku, co ma zapewnić im szczęście i pomyślność. Początek ceremonii to krótka modlitwa - czytanie fragmentów Koranu, po której następuje uroczysta mowa. Imam zwraca w niej uwagę na życie małżeńskie i udziela rad.
Po oracji zostaje odmówiona modlitwa, po której małżonkowie łączą ręce i modlą się wraz z wekilami. Następuje pytanie: czy młodzi naprawdę chcą zawrzeć związek małżeński? Jeśli tak, wykonuje się symboliczny gest „zaharemienia” - nakrycia głowy panny młodej welonem.
Gdy welon zostanie podniesiony, imam na talerzyku lub tacce podaje obrączki. Najpierw mężczyzna wkłada obrączkę na rękę kobiecie, potem kobieta mężczyźnie. Obydwoje wypowiadają oświadczenie, że wstępują w związek małżeński. „Oświadczam, że będę troskliwym, kochającym mężem/żoną i będę troszczyć się o ciebie przez całe nasze życie”. Po przyrzeczeniu śpiewa się odpowiednią pieśń i znów recytuje modlitwy.
Ślubną ceremonię kończy podzielenie sadogi, a każdy uczestnik zaślubin musi zjeść ofiarowany mu kawałek. Natomiast młodzi zjadają po kawałku chleba, który leżał na stole podczas ceremonii i piją po dużym łyku wody. Młodzi stają się mężem i żoną.
Przychodzi czas na życzenia - najpierw imama, potem rodziców i pozostałych gości. Dawniej istniały związane z tym przesądy: przed składaniem życzeń pannie młodej należało oderwać kawałek welonu lub przynajmniej go dotknąć, a także nie podawać gołej ręki, lecz owiniętą w chustkę, by nie sprowadzić na nowożeńców ubóstwa. Młodych często obdarowywano symbolicznymi podarkami, które kiedyś miały oznaczać ciągłość tradycji czy religii.
Po zaślubinach, gdy nowożeńcy przechodzą do domu pana młodego, sąsiedzi przygotowują im symboliczne przeszkody na drodze. Młodzi muszą się „wykupić”, składając niewielką opłatę lub dając jakieś drobiazgi.
Ślub u Tatarów kończy się ucztą weselną połączoną z zabawa i tańcami. Na stole nie ma prawa pojawić się potrawa z wieprzowego mięsa. Do tradycyjnych potraw świątecznych należą: kołduny, bielusz, pierekaczewnik i cebulnik. Syta, czyli woda zagęszczona syconym miodem, była podawana podczas wszystkich uroczystości rodzinnych. O północy odbywa się obrzęd oczepin, raczej w symbolicznej formie.
Tradycyjne stroje ślubne nowożeńców
Kobieta ma na sobie zazwyczaj białą suknię, która powinna maksymalnie zakrywać jej ciało, włącznie z rękami, szyją i dekoltem, albo tunikę ze spodniami. Strój ten uzupełniony jest obowiązkowo nakryciem głowy, na przykład chustą, która w pełni zakrywa włosy. Pannie młodej wolno jedynie zostawić odkryte dłonie i twarz. Mężczyzna ubrany jest w garnitur z białą koszulą i krawatem, musi mieć jednak obowiązkowo nakrytą głowę. Często używa się w tym celu tiumetiejki, jest to - krymka, czyli mała okrągła czapka (używana tradycyjne w Azji Środkowej). Każdy ślub jest ważną uroczystością, więc wszyscy goście weselni występują w uroczystych strojach, współczesnych, modnych. Tatarzy nie mają rytualnego ubioru. Podczas uroczystości zaślubin panowie powinni mieć na głowach małe, okrągłe czapeczki. Później mogą je zdjąć. Tatarskie wesele Tuj-święto ciągnie się przez wiele dni.
Istotną różnicą jest również język, w którym odbywa się ceremonia. Wbrew tradycji, nikah (ślub) może być prowadzony zarówno po polsku, jak i w języku arabskim, lub
w dwóch językach jednocześnie. Zwyczaje powoli ewoluują, zmieniają się. Chociaż
w dzisiejszych czasach następuje swego rodzaju unifikacja weselnych ceremonii różnych narodów, to tatarskie wesele wciąż zachowuje swoją tożsamość i oryginalność.
Materiały źródłowe
P. Borawski, A.Dubiński. Tatarzy Polscy. Dzieje, Obrzędy, Legendy, Tradycje.
W. Baranowski . Świat Islamu.
L. Bohdanowicz, S. Chazbijewicz, J. Tyszkiewicz, Tatarzy muzułmanie w Polsce, 1997
Józef Węcławik SVD Świętowanie u Tatarów polskich na Białostocczyźnie
„Tatarskie love story” [Rytuał przejścia Tatarów polskich}. Ślub. Oprac. tekstu Barbara Pawlic-Miśkiewicz, zespół redakcyjny: Barbara Pawlic-Miśkiewicz, Anna Mucharska, Lilla Świerblewska.
Zebrała: Anna Paszkiewicz- Gadek
7.CHLEBA NASZEGO…
O zlepku żytni! Okruszyno marna! Jakże twe dzieje ciekawe dla człeka!
Z twoimi losy jak ścisłe się splata i jasny pałac, i chruściana chata!
Ludwik Kondratowicz
Wstęp
Chleb, którego postaci jest tak wiele, spożywamy kilka razy dziennie. Podświadomie starając się, aby się nie zmarnował, aby nie upadł na ziemię, aby nie został wyrzucony na śmietnik, aby nie wbijać w niego noża przed nakreśleniem na nim znaku krzyża …. Szacunek dla chleba jest częścią naszego dziedzictwa kulturowego, oparty na symbolice, zwyczajach i obrzędach. Mogłoby się zdawać, że nieistotny szczegół – chleb - odbija cały światopogląd ludowy. Światopogląd ten nigdy nie został sformułowany; wyrażało go samo życie. Przejawiał się w odziedziczonym po przodkach systemie wartości, obrzędach, wierzeniach, magii; przejawiał się niejako na co dzień – w pieśniach, legendach i opowieściach, w sposobie postrzegania zjawisk naturalnych, wykonywania zwykłych zajęć, w odpoczynku….
Historia chleba
Czasy starożytne
Chleb wymieniany jest wśród elementarnych posiłków człowieka w najstarszych źródłach historii kultury materialnej Europy i Bliskiego Wschodu. Znany jest od co najmniej 10–11 tysięcy lat; stanowi jeden z podstawowych składników codziennej diety człowieka. Chleb odgrywa również istotną rolę kultową – wzmianki o tym znajdują się na przykład w Starym Testamencie – i kulturowo-symboliczną. Znany był już w starożytności, w Babilonii i Asyrii, Egipcie, Izraelu, Grecji oraz cesarstwie rzymskim. Wygląd i właściwości chleba zmieniały się znacznie w ciągu wieków w zależności od doskonalenia techniki otrzymywania mąki oraz przyrządzania i wypieku ciasta. Najbardziej pierwotną formą chleba są placki z mąki i śruty pieczone w popiele, na rozgrzanych kamieniach, później także na rusztach i blachach. Pieczenie placków pod glinianym garnkiem (dzwonem), przysypywanym gorącym popiołem, dało początek kopułowym piecom piekarskim z bocznym otworem, które w takiej formie przetrwały od czasów rzymskich niemal do naszej epoki. Bochny wypiekane w taki sposób wykazywały (w porównaniu do tych pieczonych w popiele) wiele zalet: były czyste, podczas wypieku nie traciły całkowicie wilgoci i uzyskiwały pewien stopień pulchności. Szybko nauczono się zwiększać pulchność bochnów chleba poprzez poddawanie ciasta samorzutnej fermentacji, dzięki której uzyskiwało ono gąbczastą strukturę – a sam chleb stawał się smaczniejszy i bardziej strawny. Do wywołania fermentacji używano części ciasta z poprzedniego zaczynu, a także drożdży z osadów winiarskich.
Jest tyle smaków ile krajów, tyle wiedzy ile tradycji, tyle kształtów i kolorów ile pejzaży…
Wszędzie na świecie ludzie dzielą się chlebem, jest symbolem a zarazem hołdem składanym urodzajnej ziemi. Czy to północ czy południe, wschód czy zachód, istnieje tysiąc sposobów wypieku chleba i cieszenia się jego smakiem… My poznamy historię chleba w krajach partnerów projektu CHEST „Dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze siłą i skarbem Europy”: Polski, Litwy, Portugalii i Turcji.
Fot 1. Bohater polskiego stołu
Chleb jest elementem polskiej tradycji praktycznie od zawsze. W średniowieczu wypiekano już żytni ciemny chleb (zwany rżanym) oraz białe rogale i sprzedawane na jarmarkach odświętne obwarzanki. Na co dzień jadano chleb z mieszanych składników, surowych ziemniaków, otrębów, mąki z grochu a nawet kapusty, dodawano do niego korę dębową, korzenie roślin i wypiekano z różnych gatunków mąki, ale najpopularniejszy był ten z mąki pszennej.
W polskiej i słowiańskiej tradycji kulturowej chleb był symbolem pożywienia, a także dostatku i pomyślności. Nie zawsze bowiem i nie dla wszystkich był pożywieniem podstawowym i codziennym. W biedniejszych częściach kraju, jeszcze w I połowie XX w. pojawiał się w domu jedynie w większe święta.
Zakorzeniony w wierzeniach, a nawet mowie, jest nieodłącznym elementem codziennej diety i bohaterem polskiego stołu. Wielu z nas nie wyobraża sobie śniadania bez kanapki z wędliną i pomidorem, żółtym serem czy twarogiem. Dzieciom do szkoły szykujemy pożywne kanapki, a polski chleb jest doceniany na całym świecie. To także obiekt wierzeń i obrządków ludowych oraz związanych z nim licznych tradycji.
Fot.2 Pieczenie placków chlebowych podczas wyprawy KT „Mozaika”
pt. „Wioski nieznane”(2010 r.)
Tradycje polskie związane z chlebem
Dawno temu każdego gościa przybyłego do domu witano łamanym chlebem, była to oznaka szacunku i gościnności. Matki natomiast wkładały noworodkom chleb w ubranko, co miało im zapewnić spokojne życie i bezpieczeństwo. Z kolei matki chrzestne dawały chrześniakom tzw. „kukiełki chlebowe” aby zapewnić im ochronę przed głodem.
Chleb stanowił też test wnętrzarski. Gospodarz domu rozkładał kawałki chleba w każdym kącie pokoju. Tylko w miejscu, w którym chleb do następnego dnia nie spleśniał, można było postawić łóżko. Staropolski zwyczaj z kolei nakazywał do nowego lokum wnieść bochenek chleba wypieczony w poprzednim domu. Miało to zapewnić bogactwo i bezpieczeństwo w nowym miejscu. Wierzono także, że chleb wrzucony razem z pieniędzmi w podwaliny domu uchroni domowników przed głodem i niedostatkiem, a noszenie przy sobie chleba chroniło przed działaniem złych duchów.
Pieczywo wypiekano też na specjalne okazje, np. w XX wieku pieczono chleb zaduszny z okazji Wszystkich Świętych, a powałki (mini chlebki) rozdawano biednym przed wejściami na cmentarze. Co ciekawe, pieczywa nie można było wypiekać 1 listopada, dusze zmarłych przodków podobno odwiedzały wtedy domowe piece, więc nie można było rozpalać w nich ognia.
Chleb był niemal święty, przed jego pokrojeniem, na bochenku wykreślano znak krzyża. Niedopuszczalne było jego wyrzucanie lub upuszczenie na ziemię. Dzieci uczono, że chlebem nie należy się bawić i powinno się go zjadać w całości razem ze skórką. Jeśli ktoś miał problemy z zębami, skórkę chleba moczył w wodzie lub w mleku. Wykorzystywano nawet okruszki chleba karmiąc nimi ptactwo i dodając do paszy dla bydła. Jeśli chleb upadł na ziemię należało ucałować go po podniesieniu. Nie można było go kłaść do góry nogami, na brudnym stole ani wbijać w niego noża, a jedzenie go brudnymi rękami było niedopuszczalne.
Ciekawym faktem jest to, że chleb stosowano w medycynie. Uważano, że jest lekarstwem na migrenę, a nawet na ukąszenie żmii. Chleb w formie papki zgniecionej z pajęczyną i śliną przykładano do rany, a jedzenie chleba nadgryzionego przez myszy miało chronić przed bólem zębów!
Do dzisiaj państwa młodych wita się chlebem i solą. Kiedyś taki chleb nazywano kołaczem, a jego wypiekiem zajmowały się korowajnice (panny lub doświadczone mężatki). Taki chleb wypiekano tylko raz, a do wypieku wykorzystywano najlepszej jakości składniki i pieczono go w ostatni wieczór przed ślubem. Ciekawe jest to, że podczas jego wypieku do izby nie mógł zajrzeć żaden mężczyzna. Woda czerpana do wypieku chleba mogła być pobierana tylko ze specjalnych miejsc (np. z miejsca gdzie spotykają się trzy strumyki) i udawała się po nią kobieta tuż przed wschodem słońca. Wracając z naczyniem wypełnionym wodą nie mogła się oglądać za siebie ani się odzywać. Podczas wypieku tańczono i śpiewano zaklinając ciasto aby wyrosło duże i smaczne. Podczas wesela takim chlebem częstowano gości (dzisiaj zastępuje go weselny tort).
Chleb był elementem wróżb na temat małżeństwa i miłości. Zakochana dziewczyna wypiekając chleb wyrabiała dwie jednakowe kulki i zaznaczała jedną dla chłopaka. Jeśli przeznaczona dla chłopaka kulka wyrosła na większą, dawało to gwarancję, że dojdzie do ślubu.
Chleb to znak przygotowań do Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Gospodynie wypiekały w tym czasie „szczodraki”, mini chleby nadziewane kapustą, burakiem cukrowym lub serem, którymi obdarowywano grupy kolędników. Z okazji Nowego Roku na Kurpiach wypiekano „nowe latka”, mini chlebki w kształcie domowych zwierząt. Takie chlebki dodawano do paszy dla zwierząt lub wieszano za pomocą nitki do sufitu. Przypisywano im życiodajną moc i miały chronić przed nieszczęściami oraz chorobami.
Polski chleb to światowy gwiazdor. Wypiekany z naturalnych składników i według polskiej receptury chleb jedzono nawet na dworze Marii Antoniny. W dzisiejszych czasach zachwalał go Mick Jagger twierdząc, że nie spodziewał się, że „chleb może mieć tyle odcieni smaku, co najlepsze wina”. Madeleine Albright z kolei uznała, że polski chleb jest po prostu bezkonkurencyjny! Do dzisiaj uważany jest za należący do najsmaczniejszych w Europie.
.
Chleb na Litwie
Na Litwie, tak jak w Polsce, chleb jest jednym z popularniejszych składników codziennej diety. W jadłospisie pojawił się dawno temu, a jego jedzenie i szacunek, z jakim go traktujemy głęboko zakorzeniły się w kulturze litewskiej.
Dawniej, gdy jeszcze nie znano opłatka, w Wigilię dzielono się właśnie chlebem. To on zajmował najważniejsze miejsce na stole podczas całych świąt Bożego Narodzenia. Chleb oznaczał ciężką pracę i poświęcenie. W języku litewskim istnieje powiedzenie „ Verkia duonelė tinginio valgoma” czyli „chleb jedzony przez leniwego człowieka płacze”.
Podczas wysiewu ziarna, przywiązywano niezwykłą wagę do przesądów i znaków natury, by zagwarantować dobre i bogate plony. Ludzie składali ofiary bogom, by Ci opiekowali się ich uprawami. Dobre zbiory oznaczały spokojny rok, w którym nie zabraknie chleba całej rodzinie.
Obecnie na Litwie jest bardzo wiele najróżniejszych rodzajów chleba. Zaskoczeniem jest fakt, że polski biały chleb do chleba się nie zalicza. Prawdziwy litewski chleb nazywa się „duona”, a biały – popularny w Polsce – chleb to „batonas”.
Na Litwie istnieją dwa główne rodzaje chleba: chleb ciemny czyli „tamsi duona”; chleb jasny czyli „šviesi duona”
Litewski chleb ciemny
Ciemny chleb może mieć kolor od prawie czarnego do jasnobrązowego. Barwę zawdzięcza obecności słodu (salyklas) w swoim składzie. Poza barwą słód nadaje chlebom delikatny posmak goryczki. Ciemne chleby robione są głównie z mąki pełnoziarnistej żytniej (ruginiai miltai) lub z dodatkiem mąki pszennej (kvietiniai miltai).
Litewski chleb jasny
Chleb ten przygotowywany jest głównie z mąki pszennej (lub mieszanej czyli z dodatkiem mąki żytniej). W odróżnieniu od chleba ciemnego, chleb jasny może zawierać w swoim składzie mleko lub być nim parzony. Najczęściej chleby jasne znajdziecie z dodatkiem pestek słonecznika.
Każdy z tych chlebów może być również parzony (plikyta). Oznacza to, że część mąki z której przygotowany jest chleb została sparzona wrzącą wodą. Chleby parzone są o wiele delikatniejsze niż nie parzone i mają mięciutki miąższ. W sklepach można znaleźć również ciemne chleby z różnymi dodatkami. Najczęściej z dodatkiem kminku (su kmynais), słonecznika (su saulėgražomis) lub innych ziaren.
Zarówno chleb ciemny, jak i jasny ma zazwyczaj w składzie drożdże, ale są również chleby bez drożdży. Będzie na nich napis „Bemielė“ lub „Be mielių“. Są to najczęściej chleby przygotowywane jedynie na zakwasie.
Chleb w Portugalii
Chleby ze skórką są charakterystyczne dla basenu Morza Śródziemnego w tym Portugalii. Chleb ze skórką jest z reguły okrągły, ze złocistą, chrupiącą skórką, a miękki i zwarty miękisz uwalnia aromaty zbóż. Portugalczycy gustują w smakowym pieczywie. Popularnym pieczywem jest chleb na bazie kapusty, pomidorów, dyni czy szarańczynu. Jest też opcja z rozmarynem. W ostatnim czasie do sprzedaży w portugalskich sklepach trafił także chleb na bazie alg morskich, który nie posiada soli. Innym oryginalnym produktem jest pieczywo z mąki z małży. Portugalczycy mówią, że jedzą; Dobry chleb! Chleb wyjątkowy! Nie ma portugalskiego jedzenia bez chleba! Chleb jest często wykorzystywanym składnikiem portugalskich dań. Wchodzi on w skład nie tylko zup, przystawek i dań głównych, ale również kiełbas, a nawet deserów.
Nie mogliśmy pojechać, a więc wirtualnie przemycę trochę słonecznej Portugalii takiej sprzed światowej pandemii, beztroskiej, pachnącej dyskretnie cynamonem i zachęcającej, by usiąść i chwilę podelektować się czymś dobrym. Jest to portugalska specjalność wielkanocna, Folar da Pascoa czyli drożdżowe ciasto, przypominające bardziej wyrafinowany chleb pszenny, pieczone od razu z jajkami.
Fot. 4 Folar da Pascoa - portugalski chleb wielkanocny
Folar da Pascoa pieczony jest na północy kraju, jest zwykle słony, czasami z dodatkiem anyżku, czasami cytryny, natomiast na południu, mamy słodkie wersje. Chleb ten jest związant z pięknym zwyczajem obdarowywania nim w okresie Wielkanocy dzieci chrzestnych. W ten sposób Folar de Pascoa jest symbolem braterstwa i przyjaźni, a dodatkowo poprzez zawartość jajek: zmartwychwstania, odnowy i płodności. Tradycja związana z chlebem w Portugalii jest Festiwal Tac w Tomar. Ostatnia edycja odbyła się w lipcu 2019 roku, a kolejne będą miały miejsce odpowiednio w 2023, 2027 i 2031 roku. Festiwal trwa kilka dni, a składa się na niego szereg różnych wydarzeń. Najbardziej charakterystycznym elementem Festiwalu Tac są kolorowe parady mieszkańców miasta z charakterystycznymi tacami – tabuleiro na głowach. Jest to przemarsz kobiet, w którym każda z nich ma na głowie konstrukcję nazywaną tabuleiro Jest to konstrukcja ozdobiona bochenkami chleba (każdy waży ok. 400 g), sztucznymi kwiatami oraz zbożem. Konstrukcja taka posiada od 5 do 10 rzędów, a zakończona jest sferą armilarną lub symbolem ducha świętego. Cała taka “korona” może ważyć nawet 15 kg!
Fot. 5 Festiwal Tac w Tomar z tabuleiro na głowach
Fot.6 pieczywo tureckie
Chleb jest pokarmem, który pojawia się na talerzu każdego, niezależnie od pochodzenia, wyznania czy klasy społecznej. Są jednak kraje, które specjalizują się w jego pieczeniu. Kunszt w tej sztuce osiągnęli właśnie Turcy. Jakie rodzaje pieczywa można znaleźć w ich piekarniach? Jakie mają zwyczaje związane z jego spożywaniem? Zdradzamy te sekrety z okazji niedawno obchodzonego Światowego Dnia Chleba! (16 października)
Turcy lubią dobrze zjeść, co potwierdza powiedzenie: can boğazdan gelir („Duch wstępuje w człowieka wraz z jedzeniem” lub też ”Dusza wędruje przez gardło”). Nieodłącznym elementem każdego posiłku jest chleb, który podaje się tam do wszystkiego. Również zamawiając makaron można się spodziewać, że kelner, jako dodatek do dania, przyniesie pieczywo. Sami Turcy żartują, że nawet chleb jedzą… z chlebem.
Pieczywo rodem z raju
Tureckie wypieki dorobiły się nawet swojej legendy. Głosi ona, że tamtejsi piekarze otrzymali recepturę z rąk samego Adama, który po wygnaniu z raju podzielił się z nimi przepisem otrzymanym od archanioła Gabriela. Do dzisiaj żaden inny chleb nie smakuje tak dobrze, jak ten wypiekany przez anatolijskich mistrzów. Każde osiedle posiada własną piekarnię produkującą pieczywo 2 razy dziennie – wczesnym rankiem oraz późnym popołudniem, dzięki czemu mieszkańcy mogą spożyć świeży bochenek przed pójściem lub w drodze do pracy i podczas kolacji. Aromat wydobywający się ze sklepów z pieczywem powoduje, że przed każdym z nich zobaczymy sporą kolejkę ustawiającą się, zwłaszcza podczas Ramazanu, już na parę godzin przed postną kolacją. Turcy jako naród, zjadają chleba najwięcej. Tamtejszą tradycję wypieków doceniła również komisja UNESCO, która w 2016 r. wpisała ich wyrób oraz kulturę dzielenia się na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego.
Fot. 7 Takim chlebem witano grupy polską i włoską na kolacji Iftar podczas Ramazanu w Turcji
(Ankara 22 maja 2019 r.)
Turecka różnorodność
W tureckiej piekarni półki uginają się od rozmaitych gatunków pieczywa. Najbardziej popularnym rodzajem chleba jest tzw. ekmek – przypomina naszą bułkę paryską, jest jednak mocno chrupiący i bardzo pulchny. Najlepiej smakuje jeszcze ciepły. Nie robi się z niego kanapek, a po prostu spożywa jako dodatek do posiłku. W piekarniach znajdziemy też köy ekmeği – czyli okrągły chleb wiejski z dodatkiem mąki pełnoziarnistej, pide – płaski okrągły lub owalny placek, często posypany czarnuszką, najczęściej wypiekany w czasie Ramazanu, mısır ekmeği – czyli chleb kukurydziany, lub kepekli ekmek – chleb z otrębami. Kolejnym, bardzo popularnym rodzajem pieczywa jest okrągły, płaski placek – bazlama, który należy jeść na ciepło, najczęściej podawany jest na śniadanie. W restauracjach do potraw mięsnych często serwowany jest też lavaş ekmegi, czyli cienkie, okrągłe placki – zawija się w nie grillowane kawałki mięsa wraz ze świeżymi warzywami. Wszędzie można też kupić niezwykle popularne simit, które z wyglądu przypominają obwarzanki, lecz w smaku są zupełnie inne. W wielu miejscach sprzedaje się też małe bułeczki zwane poğaça – często nadziewane słonym serem. Mieszkańcy większych tureckich miast często spożywają je na śniadanie, gdy pośpiech uniemożliwia im zjedzenie normalnego posiłku.
Turcy często jedzą chleb maczając go w różnych potrawach. Świeży chleb podany do posiłku, czasami nie jest też krojony, a każdy po prostu odrywa sobie kawałek chrupiącej bułki.
Posumowanie
Tak jak smak chleba powszedniego nie jest w stanie spowszednieć, tak inicjatywy, wyhodowane na zaczynie „chlebowej myśli”, nie tracą na atrakcyjności. Przeciwnie, wciąż jest świeża, jeszcze bardziej obiecująca, a ich kształt formowany jest z taką pieczołowitością, z jaką o każdy bochenek (pitę, placek itp.) czyni piekarz staranie. Chleby w Polsce goszczą na festiwalowych stołach. Tegoroczne imprezy chlebowe z związku z sytuacją pandemiczną na świecie i kraju nie odbyły się.
1.„Festiwal Chlebów Świata”
Oprócz opowieści o walorach kulturowych i edukacyjnych, dobrze jest usiąść przy stole i być degustatorem różnych chlebowych wypieków. Festiwal Chlebów Świata jest po temu najlepszą okazją. To tutaj smak, zapach, wrażenia wzrokowe domagają się, by sięgnąć po kęs chleba, by raczyć się pajdą, ażeby posmarować kromkę… A jeszcze dorzućmy element wspólnotowy – wszak częstowanie się, dzielenie chlebem tworzy nierozerwalne więzi!
Fot.8 Festiwal Chlebów Świata ( 22-24 kwietnia 2016) w Warszawie
2.„Podlaskie Święto Chleba” w Ciechanowcu
Co roku w Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu odbywa się jedna z największych imprez „Podlaskie Święto Chleba”. W tym roku jubileuszowa XX impreza nie odbyło się w związku z sytuacją pandemiczną kraju.
Fot. 9 „Podlaskie Święto Chleba” Ciechanowiec (17.08.2008)
3. Biesiady miodowo-chlebowe w regionie
Każdego roku w wielu regionach naszego województwa w miesiącach sierpień, wrzesień odbywają się regionalne biesiady. Podczas tych imprez, pszczelarze, wytwórcy wędlin, serów, pieczywa, ludowego rękodzieła wystawiają swoje produkty. Zawsze jest dużo muzyki, występują zespoły ludowe śpiewacze i taneczne, oraz przeprowadza się konkursy na najlepsze produkty.
Fot. 10 Biesiada Miodowo-Chlebowa w Tykocinie (23.08.2020)
Fascynacja chlebem, jego powszedniością i jednocześnie niezwykłością, różnorodną formą, sposobem przygotowania, spożywania, znaczeniem symbolicznym, religijnym – to tematy, których nie da się ograć. Zresztą nie o wyczerpanie wątków chodzi, lecz o wskazanie należnego chlebowi miejsca w kulturze i historii kulinariów. Obecność czy nawet wszechobecność chleba upoważnia do tego, by od dziecka, po seniora, mówić o nim i kultywować to wszystko, co pięknie się z chlebem kojarzy.
Opracowała Jadwiga Barcewicz
Źródła
- fot. Jadwiga Barcewicz:
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Chleb
- http://chlebyswiata.pl/historia-chleba-2/
- https://www.fide.pl/informacje/kuchnia/historia-chleba/
- http://polskiepieczywo.pl/?sr=lista&id=38&dz=2&x=0&pocz=0&gr=0
- https://nalitwie.com/litewski-chleb/
- https://kobieta.interia.pl/kuchnia/news-portugalczycy-gustuja-w-smakowym-pieczywie,nId,2331622
- https://turcjawsandalach.pl/content/wypieki
8. MAGIA NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ
Noc Kupały, Noc Świętojańska, Sobótka – wszystkie te tajemniczo brzmiące określenia odnoszą się do dawnych obrzędów związanych z radosnym świętowaniem początku lata przez naszych przodków. Czy to są synonimy, czy nazwy różnych uroczystości?
Noc Kupały (inne określenia: Noc Kupalna, kupalnocka, palinocka) i Sobótka – to nazwy pogańskiego święta obchodzonego dawniej w nocy z 21 na 22 czerwca. Była to noc pełna czarów, magii i swawolnej radości. Święto było tak mocno zakorzenione w tradycji Słowian, że próby jego likwidacji nie powiodły się i władze kościelne już w X w. włączyły pogański zwyczaj do kalendarza chrześcijańskiego – Noc Kupały zastąpiono Nocą Świętojańską, którą obchodzono w wigilię św. Jana, z 23 na 24 czerwca. Jednak pogańskie korzenie jeszcze długo przebijały się w tradycji ludowej, o czym może świadczyć „Pieśń świętojańska o sobótce” Jana Kochanowskiego.
Niezależnie od nazwy uroczystości związanych z przesileniem letnim, zwyczaje i obrzędy były podobne. Warto je sobie przypomnieć.
Ogniska sobótkowe
W trakcie słowiańskich obrzędów szczególną rolę odgrywały ogniska, zwane sobótkami, wierzono bowiem, że ogień ma właściwości oczyszczające. Rozpalano je na wzgórzach i polanach leśnych oraz przy wodzie (przed tym należało zgasić wszystkie paleniska w okolicy), a ogień krzesano w pierwotny, archaiczny sposób. W ziemię wbijano brzozowy kołek, zakładano jesionowe koło owinięte smolną słomą. Koło obracano tak szybko, że w wyniku tarcia zaczynało się palić. Następnie toczono koło i zapalano nim kolejne stosy, tworząc wiele ognisk. Przy ogniskach gromadziły się całe wsie, ponieważ udział w uroczystościach zapewniał szczęście, urodzaj i obfite plony.
Skoki przez ogień
Atmosfera nocy świętojańskiej sprzyjała młodym i zakochanym. Dziewczęta wokół rozpalonych ognisk śpiewały pieśni miłosne i tańczyły w białych przepasanych bylicą strojach, a chłopcy demonstrowali swoją zręczność, skacząc przez ogień. Młodzi łączyli się też w pary i trzymając się mocno za ręce, oddawali wspólne skoki. Udany skok wróżył małżeństwo i szczęśliwe życie. A przy tym skakanie przez ogniska i tańce wokół nich miało oczyszczać z grzechów, chronić przed złymi mocami i chorobami.
Poszukiwanie kwiatu paproci
Bardzo ważnym elementem było szukanie kwiatu paproci. Legenda mówi, że tej nocy paproć zakwita i wskazuje swoim blaskiem drogę do ukrytych głęboko w ziemi skarbów. Kto odnajdzie ten skarb, będzie do końca życia szczęśliwy i bogaty. A zdobycie rośliny nie było łatwe – strzegły jej widzialne i niewidzialne straszydła, czyniące straszliwy łoskot, gdy tylko ktoś próbował się do niego zbliżyć. Przy tym rytuał wymagał, by osoba poszukująca ten magiczny kwiat była naga, przepasana tylko bylicą.
| |